TOPR: „Żeby dotrzeć do uwięzionych grotołazów, trzeba wysadzać skały”. Dramatyczna akcja w Tatrach

REKLAMA

Wydaje się, że jedyną metodą dotarcia do uwięzionych w Jaskini Wielkiej Śnieżnej jest szereg działań pirotechnicznych – przekazał naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Ratownicy obawiają się o zdrowie, a nawet życie grotołazów. Przygotowują się też do długotrwałych działań w ciągu najbliższych dni lub tygodni.

Na niedzielnej konferencji szef TOPR podkreślił, że w akcji poszukiwawczej dwóch grotołazów uwięzionych w jaskini bierze udział 27 ratowników i pięciu strażaków z Krakowa. Ponadto do dyspozycji są dodatkowi ludzie. „W tej chwili niebawem powinni się pojawić również Słowacy, z którymi współpracujemy” – dodał Krzysztof.

REKLAMA

Jak zaznaczył, problemem jest dotarcie do uwięzionych grotołazów i ustalenie, co się nimi stało. „Wydaje się, ze w tej chwili jedyną metodą dotarcia do nich jest szereg skomplikowanych działań pirotechnicznych” – poinformował naczelnik TOPR. Pirotechnicy są już na miejscu, są także materiały, ale działania te zajmować będą bardzo dużo czasu.

Zapewne będą one wdrażane już niebawem. „Czekamy na informacje spod ziemi, czy już mogą te procesy wdrażać, czy mogą prowadzić te odstrzały. Istotne będzie np., jak będą wentylowane te korytarze, gdzie te działania będą prowadzone, bo to wpływa na to, jak długo, jakie odległości czasowe między kolejnymi strzelaniami będą konieczne” – powiedział Krzysztof.

Równocześnie – tłumaczył Krzysztof – działać może bardzo mała grupa ludzi. „Gdy jest bardzo ciasno, wręcz pojedyncze osoby” – podkreślił. Jak wyjaśnił, korytarze są tak wąskie, że przeciągnięcie przez nie ratowanych jest nadzwyczajnie trudne.

„W tej chwili, mimo że mniej więcej znamy miejsce rejon, gdzie mamy ich poszukiwać, dotarcie do nich jest niezwykle trudne. Mogą się tam dostać tylko najszczuplejsi ratownicy, którzy są do tego odpowiednio przygotowani, z powodu ograniczeń fizycznych” – powiedział naczelnik TOPR. Dopóki nie uda się poszerzyć przejść, inni tam się nie dostaną.

Ratownicy obawiają się ponadto o stan uwięzionych. Jak wskazał Krzysztof, grotołazi przebywają pod ziemią prawie trzy doby w ekstremalnych warunkach – przy temperaturze 4 stopni i dużej wilgotności.

„Ryzyko głębokiej hipotermii jest bardzo duże, a więc tutaj obawiamy się co najmniej o ich stan zdrowia, a nie możemy ukrywać, że również o ich życie” – powiedział naczelnik TOPR. „Musimy się przygotować do długotrwałych działań, do dni, tygodni, które będą na to potrzebne” – dodał.

O pomoc dla dwóch uwięzionych grotołazów poprosili w sobotę wieczorem ich towarzysze, którzy zdołali wyjść na powierzchnię i za pomocą telefonu komórkowego zadzwonili do centrali TOPR.

Pierwsza grupa dziewięciu ratowników, która wyruszyła w sobotę wieczorem, zabrała stosowny sprzęt ratowniczy i telefony bezprzewodowe, jednak nie sprawdziły się one w jaskini. W niedzielę wyruszyła kolejna grupa ratowników, która rozwija w jaskini kabel potrzebny do łączności. Wśród tej grupy ratowników TOPR są również strażacy Państwowej Straży Pożarnej z Krakowa.

(PAP)

REKLAMA