Wokół Marsa krążą dwa księżyce: Fobos i Deimos. Ten pierwszy zachowuje się bardzo dziwnie, coraz bardziej zbliża się do Czerwonej Planety co może zwiastować katastrofę.
Ksieżyc Fobos orbituje bliżej planety, niż jakikolwiek inny księżyc w Układzie Słonecznym, co sprawia, że coraz bardziej realny jest jego rozpad.
Oznacza to „koniec świata” dla tego ciała niebieskiego, a i dla obserwatorów z Ziemi na pewno będzie to końcem pewnej epoki.
Zwiększone przyciąganie oddziałujące co raz silniej na ten księżyc prowadzi do tego, że w końcu zostanie on rozerwany n strzępy.
Gdyby w takie sytuacji znajdował się nasz naturalny satelita to mielibyśmy powody do niepokojów – odpowiada on za wiele naturalnych zjawisk na ziemi, a w dodatku jego części spadające na naszą planetę mogłyby doprowadzić do katastrofy.
Z tego co wiadomo Mars jest jednak niezamieszkany więc deszcz odłamków nie wyrządzi większych szkód.
Teoretycznie moglibyśmy jednak uratować umierający księżyc – potrzebny byłby jednak silnik strumieniowy, niemal takich rozmiarów jak budynek Empire State Building, wypełniony paliwem rakietowym.
To jednak zupełnie niepotrzebna, a na dodatek bardzo kosztowna akcja – niechaj więc natura działa według swojego planu, tak długo jak nam nie zagraża.
Źródło: zmianynaziemi.pl