Francuzi usprawiedliwiają flirt z Putinem. Jest „mniejszym zagrożeniem dla pokoju światowego, niż Trump”

Spotkanie Putin-Macron w Fort Bregancon. Zrzut ekranu FR3
REKLAMA

Nad Sekwaną nie milkną echa spotkania prezydentów Francji i Rosji w Forte Bregancon. Putin przyleciał tam helikopterem z Marsylii. Były kwiaty dla Brigitte, wspólny obiad. Macron określił Rosję jako „wielkie mocarstwo oświeceniowe” i kraj „liberalizmu politycznego”.

Padło dużo uprzejmości, ale wyraźnie górą był gość. Kiedy na briefingu padło pytanie o aresztowania dokonane w ostatnich dniach po demonstracjach w Moskwie, Władimir Putin lekko spuentował sytuację – „Nie chcemy „żółtych kamizelek” w Moskwie”. Macron mógł tylko dorzucić, że on nie blokował startu w wyborach przedstawicielom tego ruchu.

REKLAMA

W tej wymienia zdań rosyjski prezydent starał się zresztą być elegancki i mówił: „Jestem zaproszony przez francuskiego prezydenta, nie czuję się więc dobrze, mówiąc to, co wszyscy wiecie, że podczas demonstracji ‘żółtych kamizelek’ kilkadziesiąt osób zostało rannych, ranni zostali także policjanci, więc nie chcemy, aby takie wydarzenia miały miejsce w stolicy Rosji”.

W tematach poważniejszych było odwołanie się do haseł de Gaulle’a i Europie „od Lizbony do Władywostoku”, a prezydent Macron pochwalił się znajomością Dostojewskiego. Pewien przełom dotyczył jednak tylko sytuacji na Ukrainie. W najbliższych tygodniach dojdzie do szczytu w „formacie normandzkim” (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina).

To zresztą żadne ustępstwo ze strony Rosji. Pozostały też bez zmian rozbieżności dotyczące Syrii, a Putin ani myśli o ograniczaniu ofensywy wojsk Asada i mówił, że „Rosja pozostanie zaangażowana do końca walki z „terrorystami”.

Zgodnie było za to w temacie „ochrony klimatu”, co dla Moskwy nie nie oznacza, a dowartościowuje Macrona jako lidera walki z globalnym ociepleniem. Zresztą to francuski prezydent bardziej potrzebował Putina, niż odwrotnie. Emmanuel Macron chce wybić się na lidera UE i zająć miejsce odchodzącej Angeli Merkel, a poza tym liczy na wsparcie Rosji w rysującym się coraz mocniej konflikcie z USA. Tak należy interpretować słowa słowa Macrona o „odkrywaniu suwerenności Europy.

Nic dziwnego, że francuskie media dość jednomyślnie uznały wizytę w Forcie Bregancon za „wyciągnięcie ręki do Moskwy”. Jednak jak zauważył politolog Bruno Cautres „Emmanuel Macron posługuje się Władimirem Putinem aby zdobyć uznanie świata”, a my dodajmy – przede wszystkim swoich rodaków, którzy od czasów napoleońskich cierpią na swoistą rusofilię.

REKLAMA