
Warszawskie ścieki wciąż wpływają do Wisły po awarii kolektora znajdującego się pod rzeką. Inżynier Janusz Waś, którego koncepcja gospodarki ściekowej w Warszawie nie została uznana za przydatną, jest oburzony sposobem działania oraz polityką informacyjną. I mówi wprost, że o budowie „Czajki” nie decydowała merytoryka, a chęć „skoku na kasę”.
Inżynier Waś, ekspert ds. instalacji w oczyszczalniach ścieków, mimo swojego doświadczenia i wielu zrealizowanych projektów, nie wie, co było faktyczną przyczyną awarii w Warszawie. Jak twierdzi, szczegółowe informacje są ukrywane, a społeczeństwo mami się jedynie ogólnikami.
– Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, co dokładnie się stało, gdyż nie znam wszystkich okoliczności. Te są skrzętnie ukrywane. Mówi się: awaria kolektora. Możliwości jest więc wiele. Nikt nic nie mówi. Mnie to wkurza, bo traktuje się społeczeństwo jak idiotów – oburza się na antenie „Radia WNET”.
Waś był jednym z doradców miasta przed laty, gdy podejmowano decyzję o budowie oczyszczalni ścieków „Czajka”. Postanowiono, że powstanie po prawej stronie Warszawy, a wszystkie nieczystości z lewobrzeżnej części miasta transportowane będą specjalnymi kolektorami, które umieszczono pod Wisłą. Teraz uległy one „awarii”.
Waś przypomniał, że wówczas opowiadał się za innym rozwiązaniem. – Czajka oczywiście powinna być i oczyszczać prawą stronę Warszawy. Ale powinna być też druga oczyszczalna, po lewej stronie, by nie trzeba transportować ścieków pod Wisłą – wskazuje.
– 10 lat temu prorokowałem, że do takiej tragedii wreszcie dojdzie, ale mnie zakrzyczano. Druga strona powołała sobie utytułowanych ludzi, którzy za pieniądze napiszą każdą opinię. No i napisali, że prędkość w rurociągu będzie miała taką moc, że nie ma takiej siły, aby tam się coś osadzało. Jak się okazało, jest taka siła – zauważa.
Nie wiadomo, ile dokładnie kosztował cały projekt oczyszczalni „Czajka” (mówi się o 3-4 mld zł). Jak wskazuje Waś, początkowo szacowano, że tylko umieszczenie kolektorów pod Wisłą pochłonie ok. 120 mln złotych, a finalnie kosztowało to ok. 500 mln zł. Bieżące wydatki ciągle ulegały zmianie, sprawę badało nawet CBA.
Waś nie wierzy, że wszystko przebiegało zgodnie z prawem. – Chciałbym zaznaczyć: ja jestem inżynierem, a nie politykiem, ale mogę powiedzieć jedno… to był klasyczny skok na kasę. Ja wiem, ile taka oczyszczalnia może kosztować. Jest to najdroższa oczyszczalnia na świecie w stosunku do przepustowości. To jest paranoja. Robiono byle jak, byle co, byle grubo i natychmiast – twierdzi Waś.