Kolejna szwedzka gmina ma problem. Kończą się pieniądze na utrzymanie uchodźców

Imigranci - zdjęcie ilustracyjne. / fot. PAP/EPA
Imigranci - zdjęcie ilustracyjne. / fot. PAP/EPA
REKLAMA

Szwedzka gmina Hassleholm ma poważny problem. W zastraszającym tempie rosną wydatki socjalne dla niepracujących uchodźców, a po nadwyżce finansowej, którą wypracowało miasto w poprzednich latach, zaraz nie będzie śladu.

Hassleholm, miasto położone w południowej Szwecji, w ciągu 5 lat przyjęło 2663 uchodźców. Ci jednak w zdecydowanej większości nie chcą pracować. Blisko 80 proc. imigrantów jest bezrobotnych i utrzymuje się z gminnych zasiłków.

REKLAMA

Jak mówi w rozmowie z kristianstadsbladet.se przewodniczący Rady Miasta Lars Johnsson, obecnie gmina wydaje 54 mln koron (ok. 22 mln zł) rocznie na szeroko rozumianą pomoc społeczną. Jeszcze w 2012 roku było to 32 mln koron.

Johnsson wskazuje, że Hassleholm miało nadwyżkę budżetową w wysokości 30 mln koron, z której dopłaca do zasiłków, by nie ciąć innych wydatków. Połowy tej kwoty jednak już nie ma.

Od niedawna bowiem gmina musi sama radzić sobie z utrzymaniem niepracujących mieszkańców. Szwedzkie państwo pokrywa wszelkie koszty utrzymania emigranta przez dwa lata. Później obowiązek spada już na gminę. Dlatego też co roku dochodzą na utrzymanie nowi „mieszkańcy”, a koszty wzrastają średnio o 6 mln koron.

Gmina ma poważny problem i w ciągu kilku lat grozi jej bankructwo. Trwa dyskusja, co zrobić, by temu zapobiec. Johnsson uważa, że potrzebna jest dotacja państwa w wysokości 100 mln koron. Nie tylko dla Hassleholm, bo z podobnymi wyzwaniami zmaga się wiele innych gmin w całym kraju.

Włodarze miasta wskazują również, że dwa lata, w trakcie których to z budżetu państwa utrzymywani są uchodźcy, to zdecydowanie zbyt krótki okres, by przystosowali się oni do wymogów rynku pracy.

Na poparcie tej tezy przedstawiają grupę 400 osób w swojej gminie, które nie są w ogóle przystosowane do jakiejkolwiek pracy. 100 z nich nie potrafi nawet pisać. A co z resztą z ponad 2600 przyjezdnych? Tego już się nie dowiadujemy.

Włodarze miasta Hassleholm wszczynają alarm i chcą doprowadzić do ogólnokrajowej dyskusji, jak poradzić sobie z narastających problemem i wypracować rozwiązania, które pomogą każdej gminie znajdującej się w podobnej sytuacji.

Jak twierdzi Johnsson, takich rozwiązań nie ma, a na przestrzeni lat nie było żadnej poważnej dyskusji. Wszystko dlatego, że gdy tylko padały jakieś nieprzychylne zdania o uchodźcach, to od razu pojawiały się oskarżenia o rasizm, więc dla świętego spokoju temat wyciszano.

Hassleholm jest w impasie. Z jednej strony przytomnie wskazuje, że podnoszenie podatków to droga donikąd i może przynieść jedynie odwrotny skutek do zamierzonego, czyli rokrocznie mniejszy wpływ do budżetu. Z drugiej strony, gmina nie chce jednocześnie rezygnować z zapomóg socjalnych. Czy te dwa przeciwne bieguny uda się jakoś połączyć?

Źródło: kristianstadsbladet.se/nczas

REKLAMA