Kilka miesięcy temu Rafał Trzaskowski z dumą ogłaszał program „Wyprawka dla warszawskiego malucha”. Miał ruszyć w kwietniu, ale jak to w socjalizmie bywa, napotkał problemy niespotykane w innym ustroju.
W wyprawce miały znajdować się kosmetyki, gryzaki, zestaw do pielęgnacji, książeczka, termometr, aspirator, pieluchy i ubranka. Co z tego wyszło?
Rozmówca „Wirtualnej Polski” wskazuje, że dostała paczkę mokrych chusteczek, dwie szmatki, ręcznik, mały kocyk i dwa body w większym rozmiarze.
– To totalna porażka. W wyprawce jest kosz mojżeszowy, który przydaje się w opiece nad noworodkiem. Moje dziecko ma pięć miesięcy i mogę go wyrzucić, bo dziecko jest za duże i może z niego wypaść – mówi „WP” mama, która dostała rzeczy dla noworodka, ale pięć miesięcy po urodzeniu dziecka.
Spora grupa rodziców nie otrzymała jednak niczego. – Mała urodziła się na początku maja. Nadal nie mamy informacji o wyprawce, a od razu złożyliśmy wniosek – mówi mama Zosi.
Co poszło nie tak? Falstart zaliczono już na początku. Przez brak rozstrzygnięcia przetargu na dostawcę przedmiotów mających się znaleźć w wyprawce. Ogłoszono go dopiero ostatniego, roboczego dnia marca, czyli nie było żadnych szans, aby spełnić zapowiedzi.
Czyli zawiodła papierologia, przetargi i konieczność obiegu dokumentów wśród urzędników. – Mieliśmy opóźnienie z przetargiem na zestawy wyprawkowe. Kosze mojżeszowe mogą być już za małe, ale za to dwa body daliśmy w większym rozmiarze – wyjaśnia Magdalena Łań z warszawskiego ratusza.
– Problem skończy się, gdy wypchniemy przesyłki dla dzieci urodzonych w kwietniu i maju. Potem już na wysyłkę trzeba będzie czekać do trzech tygodni – zapewnia Łań.
Na „prezent” od władz Warszawy – w teorii – mogą liczyć wszyscy rodzice płacący podatki w stolicy. Gdy złożą stosowny wniosek, powinni otrzymać wyprawki o wartości 550 zł. Jak na razie muszą uzbroić się w cierpliwość.
Źródło: wp.pl/nczas