TYLKO U NAS! Brat pisze list do postkomunistycznego kandydata SLD. Apeluje o rezygnację ze startu w wyborach

Jerzy Jaskiernia. / foto: YouTube
Jerzy Jaskiernia. / foto: YouTube
REKLAMA

Drogi Kuzynie!

Myślę, że jest już najwyższy czas, bym Ci napisał parę słów. Znamy się już od wielu, wielu lat. Bywałeś gościem w naszym domu w Krakowie, gdy studiowałeś prawo na UJ. Ja byłem wtedy smarkaczem, uczącym się w podstawówce, z wypiekami na twarzy słuchającym Twych opowieści o krajach Zachodniej Europy, które miałeś możliwość zwiedzać, ilustrowane pięknymi widokówkami, które zawsze przywoziłeś do kraju. Mój tata zawsze mi ciebie stawiał za wzór do naśladowania.

REKLAMA

Później, gdy byłeś lektorem partyjnym PZPR i odwiedzałeś nasze liceum, by prowadzić pogadanki propagandowe dla nauczycieli, moja wychowawczyni przyznała, że byłeś jedyną osobą, której się słuchało z wielkim zainteresowaniem. Nikt nie poprawiał dzienników, nie sprawdzał klasówek – Twoje wykłady bywały zawsze interesujące.

Środowisko partyjne w Krakowie w tamtych czasach było zresztą nie do końca „ortodoksyjne”. Gazeta Krakowska w latach 1980-81, organ PZPR, pod redakcją Macieja Szumowskiego, była lepsza od Radia Wolna Europa i za egzemplarze przemycone do Warszawy można było dostać nawet 50 złotych. Nikt w Krakowie nie bał się mówienia prawdy o otaczającej nas rzeczywistości.

Tym bardziej zdziwiło mnie, gdy 13 grudnia 81 roku, gdy już byłem w Austrii, w obozie dla uchodźców, zobaczyłem Cię w czasie obrad WRON-u, stojącego obok Hermaszewskiego. Gdy ogłoszono stan wojenny spodziewałem się, że oddasz legitymację partyjną, bo ten czas był pewnym katalizatorem uczciwości. Podzielił społeczeństwo drastycznie i wszystko było biało-czarne. Uczciwi ludzie byli internowani, a ci „źli” kolaborowali z reżimem. Cóż, i ten podział życie później zweryfikowało. Okazało się, że nie każdy internowany był niewinną dziewicą, a tych, którzy innych wsadzali wówczas do więzień, społeczeństwo wybierało później na najbardziej prestiżowe stanowiska w aparacie władzy. Nagle zobaczyliśmy, że życie nie jest czarno-białe, ale ma wiele odcieni szarości.

Ty w swym życiu osiągnąłeś wielkie sukcesy polityczne i naukowe. Byłeś przewodniczącym zarządu głównego ZSMP, sekretarzem generalnym rady krajowej PRON-u, wielokrotnie posłem na sejm PRL-u i RP, radcą w Ambasadzie PRL w Waszyngtonie, ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Zasiadałeś też w Parlamencie Europejskim. Na polu naukowym także osiągnąłeś wiele – Twoje prace: magisterska i doktorska były nagradzane i drukowane. Zostałeś także profesorem prawa.

Nigdy w życiu Cię o nic nie prosiłem dla siebie, raz jedynie, gdy byłeś przewodniczącym klubu parlamentarnego SLD, poprosiłem Cię o interwencję w imieniu przykutego do wózka, młodego mężczyzny, który był bez środków do życia. Bez wahania obiecałeś pomoc i interwencję w tej sprawie, co pokazuje, że zawsze miałeś serce we właściwym miejscu. I na to Twoje serce teraz liczę. Zresztą nie tylko serce – także na Twój intelekt, bo wierzę, że potrafisz myśleć logicznie i trzeźwo.

Nasze poglądy polityczne różnią się o 180 stopni. Mnie z lewicą nigdy nie było po drodze, ale jestem w stanie zrozumieć młodego człowieka, który, zapewne pod wpływem swej mamy, a mojej chrzestnej matki, chce działać, chce coś zrobić dla Ojczyzny, a jedyną legalną drogą w tym kierunku jest Partia, czy jej młodzieżowe przybudówki. Nie dziwi mnie więc to, że zacząłeś karierę w ZSMP i PZPR, nie dziwi mnie teraz nawet i to, że w stanie wojennym nie przeszedłeś do opozycji. Najwyraźniej lepiej przewidywałeś rozwój wypadków niż ja, prosty kierowca zawodowy z ledwo zdaną maturą. Dziwi mnie natomiast to, że kolejny raz startujesz w wyborach pod szyldem lewicy.

Pominę już fakt, że przez ostatnie lata wyborcy jednoznacznie się wypowiedzieli na temat Jerzego Jaskierni. Odrzucili Twą kandydaturę na senatora w 2005 roku, na posła w 2011, na europarlamentarzystę w 2009 i 2014, a nawet na radnego sejmiku świętokrzyskiego w ubiegłym roku. Wyborcy jednak zawsze mogą zmienić swoje zdanie. Także kandydaci mogą zmienić swoje poglądy. Jedyny, który nie zmienia się nigdy, to Bóg. I tu chyba czas przejść do najważniejszej części mojego listu.

Partia, której jesteś częścią i kandydatem, ma w swym programie legalizację aborcji, a aborcja zawsze jest morderstwem niewinnego dziecka. Zawsze! Jedna z przywódczyń Twej partii wprost mówi, że będzie walczyć o legalizację aborcji na żądanie kobiety do 12 tygodnia ciąży. I to jest dla mnie wystarczająca motywacja, by ten list do Ciebie napisać.

Myślę, że nie musisz już nic nikomu udowadniać. Masz niemal 70 lat, wiele osiągnąłeś w swoim życiu. Ile nam zostało lat? Dziesięć? Może dwadzieścia – jeżeli będziemy mieli dużo szczęścia? Spotkanie z naszym Stwórcą i Zbawicielem już jest za rogiem. Może warto wrócić do ideałów, jakie nam nasi ojcowie wszczepiali? Pomyśl, czy Twój tata byłby dumny z Ciebie, że popierasz mordowanie niewinnych dzieci? A co by o tym pomyślała nasza babcia, Wiktoria?

Mój tata zawsze mówił, że wujek Mietek, Twój ojciec, był najbardziej pobożnym z braci. Może zatem warto wrócić, choćby na te kilka lat przed kresem naszego życia, do naszych korzeni? Do wiary naszych ojców? Może największą zasługą całego Twego owocnego życia mogłaby być Twoja rezygnacja z uczestnictwa w wyborach na znak protestu przeciwko polisie zezwalającej na morderstwo nienarodzonych dzieci? Bardzo na to u Ciebie liczę.

Dziewięć lat temu zacząłem post o chlebie i wodzie, sześć dni w tygodniu, w intencji nawrócenia Obamy, najbardziej proaborcyjnego polityka w historii Stanów Zjednoczonych. Nowenna dziewięciu lat minęła. Obama się pewnie nie nawrócił, ale odszedł już na śmietnik historii, a skład sędziów Sądu Najwyższego się zmienił na tyle, że daje nadzieję, że aborcja w USA przestanie być „prawem konstytucyjnym”. Ale teraz, tutaj, publicznie, obiecuję Tobie i Bogu, że będę pościł o chlebie i wodzie kolejne dziewięć lat w intencji ochrony każdego poczętego życia i w intencji nawrócenia każdego człowieka, który uważa, że kobieta ma prawo zabić swe własne dziecko w miejscu, które powinno być dla dziecka najbezpieczniejszym miejscem na świecie.

Pozdrawiam Cię serdecznie i liczę na to, że życzliwie odczytasz moje słowa, bo piszę je kierowany tylko miłością do Ciebie. Nasza rodzina nie jest liczna, a Ty jesteś jej najbardziej znanym przedstawicielem. Wierzę, że zrobisz to, o czym marzę i że znowu będziemy wszyscy mogli być z Ciebie dumni – tu za życia – i szczęśliwi tam, po śmierci, w życiu przyszłym.

Piotr „hiob” Jaskiernia

REKLAMA