Tuż po ogłoszeniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki Koalicji Obywatelskiej na premiera, wystartowała kampania ocieplania wizerunku wicemarszałek Sejmu. Powoływano się m.in. na rodowód, gdyż w czasach II Rzeczpospolitej premierem oraz prezydentem byli pradziadkowie posłanki.
Wskazywano, że premierem był Władysław Grabski, a prezydentem Stanisław Wojciechowski. Wspaniała rodzina miała być dowodem na słuszność wyboru i dostateczną rekomendacją Kidawy-Błońskiej na nową liderkę KO.
W tym powszechnym chwaleniu zapomniano jednak poinformować, że dziadkiem Kidawy-Błońskiej, a synem premiera Grabskiego, był Władysław Jan Grabski. W historii Polski wsławił się on m.in. jako jeden z współzałożycieli Obozu Radykalno-Narodowego, z którym Platformie Obywatelskiej zdecydowanie nie jest po drodze.
Grabski junior miał niewątpliwie poglądy politycznie „niepoprawne”. W latach 30. związany był z Ruchem Narodowym, publikował również w pismach prawicowych, pisał powieści nacjonalistyczne (jak np. trylogię: „Bracia”, „Kłamstwo” oraz „Na krawędzi”). Po wojnie zaś komuniści skonfiskowali mu część majątku i wyrzucili ze Związku Literatów Polskich za odczytanie w prywatnym gronie „bluźnierczego” wiersza o Gałczyńskim.
I nie chodzi tutaj o krytykę postaci Władysława Jana Grabskiego, ale o wskazanie niekonsekwencji działań PO. O hipokryzję najwyższych lotów. Oto bowiem podprogowo sugeruje się, że Kidawa-Błońska przejęła wspaniałe – z punktu widzenia PO – geny przodków. Tylko konkretnych, wygodnych dla potrzeb kampanijnych przodków, zaś tych niewygodnych pominięto całkowitym milczeniem.