Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej władze saudyjskie pokazały resztki dronów i pocisków, które według nich zostały wykorzystane w sobotnich atakach na instalacje naftowe na wschodzie kraju. Twierdzą, że to „niezaprzeczalne” dowody agresji ze strony Iranu. Teheran stanowczo odrzuca oskarżenia.
Rzecznik ministerstwa obrony Arabii Saudyjskiej płk Turki al-Maliki sprecyzował na konferencji prasowej w Rijadzie, że na dwie instalacje naftowe skierowano w sumie 25 dronów i pocisków, w tym bezzałogowe statki powietrzne Delta Wing i pociski manewrujące Ja Ali. Dodał, że pociski zostały użyte przez Strażników Rewolucji, elitarne irańskie jednostki.
– Atak został przeprowadzony z północy i niewątpliwie sponsorowany przez Iran – powiedział rzecznik. – Dowody (…), które są przed wami, czyni to niezaprzeczalnym – wskazał.
Al-Maliki poinformował, że zarówno drony, jak i pociski zostały skierowane na instalacje Bukajk (Abqaiq) oraz, że pociski trafiły w instalację Churajs (Khurais).
Iran zaprzeczył, że dokonał jakiegokolwiek ataku. W reakcji na konferencję prasową al-Malikiego przedstawiciel władz irańskich oświadczył, że Arabia Suadyjska pokazała, że „nic nie wie”.
– Konferencja prasowa dowiodła, że Arabia Saudyjska nic nie wie o tym, gdzie zostały wyprodukowane, ani skąd wystrzelone rakiety i drony, i nie wyjaśniła, dlaczego system obronny kraju nie zdołał ich przechwycić – napisał na Twitterze doradca predydenta Iranu Hasana Rowhaniego, Hesameddin Aszena.
Oficjalnie do przeprowadzenia ataków przyznali się sprzymierzeni z Iranem jemeńscy rebelianci Huti, co zdaniem Teheranu miało być „ostrzeżeniem” dla Saudyjczyków, którzy dowodzą międzynarodową arabską koalicją walczącą w Jemenie z Huti od 2015 roku.
Strona saudyjska twierdzi jednak, że – w świetle przedstawionych dowodów – atak nie mógł zostać przeprowadzony z Jemenu.
Źródło: PAP/NCzas.com