Duże problemy PiS-u! Partia Jarosława Kaczyńskiego postawiła wszystko na jedną kartę

Jarosław Kaczyński/Fot. Aleksander Koźmiński/PAP
Jarosław Kaczyński/Fot. Aleksander Koźmiński/PAP
REKLAMA

Obecność Donalda Trumpa na 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej miała być jednym z elementów kampanii wizerunkowej rządzącego Prawa i Sprawiedliwości. Chłostane przez Unię Europejską PiS za próby podporządkowania sobie sądów postawiło w polityce zagranicznej wszystko na jedną kartę – właśnie na Donalda Trumpa.

Oficjalnym powodem, dla którego Trump nie przyjechał do Polski, jest huragan Dorian, który w tym tygodniu uderzy we Florydę. To tłumaczenie brzmi wiarygodnie, bo ten, kto wygrywa na Florydzie, niemal zawsze zostaje prezydentem USA. W 2016 roku zwycięstwo Trumpa na Florydzie nad Demokratką Hillary Clinton nie było duże. W USA obowiązuje w wyborach prezydenckich tzw. system głosów elektorskich.

REKLAMA

Zwycięzca w danym stanie bierze wszystkie głosy elektorskie, nawet jeżeli wygrał minimalnie. Ten system sprawił, że Trump, chociaż w całych USA dostał mniej głosów wyborców, to jednak zwyciężył w większej liczbie stanów i tym samym wygrał. Nie brakuje jednak głosów, że Floryda to tylko pretekst, a tak naprawdę Trump odwołuje wizytę z innego powodu.

„Trump ocenił, że PiS przegra wybory” – skomentował w internecie mec. Roman Giertych, jeden z najostrzejszych krytyków obecnej władzy. Kolejnymi komentarzami, na których przedstawiał uśmiechniętego szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska w przyjacielskiej pogawędce z Trumpem, starał się sugerować, iż nagłe odwołanie wizyty nie jest wypadkiem losowym.

„Pogłoski o odwołaniu wizyty dotarły do mnie już dwa tygodnie temu, grubo przed huraganem” – wtórował były ambasador Polski w USA Ryszard Schnepf. Faktycznie PiS, chociaż wciąż prowadzi wyraźnie w sondażach, ma duże kłopoty medialne. Ujawnienie, że urzędnicy z Ministerstwa Sprawiedliwości wspomagali ataki na sędziów sprzeciwiających się reformie, mocno zachwiało władzą PiS. Wizyta Trumpa miała być okazją do podreperowania nadszarpniętego wizerunku. Na razie politycy PiS ratują sytuację, powtarzając, iż wizyta Trumpa nie została odwołana, tylko przełożona.

O co naprawdę chodzi?

„Już na początku tygodnia w Białym Domu rozważano ewentualność odwołania wizyty prezydenta Donald Trumpa w Polsce” – napisał „Washington Post”. Już wcześniej Trump odwołał wizytę w Danii, a tam miał się udać po odwiedzeniu Polski. Ta reakcja to niezadowolenie z postawy władz duńskich, które wyśmiały propozycję Trumpa odkupienia od nich Grenlandii. Czy sprawa odwołania wyjazdu do Polski ma drugie dno? Tego na pewno nigdy się nie dowiemy. Wiadomo jednak, że Trump jest biznesmenem. Jeździ i rozmawia tam, gdzie może coś załatwić. Tymczasem PiS dało Trumpowi wszystko, czego chciał – bez żadnych warunków.

Z postulatów, które wysunięto z USA wobec Polski, nasi rządzący nie zadośćuczynili tylko jednemu: zaspokojeniu roszczeń organizacji żydowskich do tzw. mienia bezspadkowego. Chodzi o mienie, jakie pozostawili po sobie obywatele polscy pochodzenia żydowskiego zgładzeni przez Niemców w Holokauście. Ponieważ nie pozostawili spadkobierców, po wojnie ich majątek przeszedł w Polsce na własność skarbu państwa, tak jak dzieje się na całym świecie.

Tymczasem wpływowe środowiska żydowskie doprowadziły do sytuacji, w której amerykański Senat podejmuje uchwały wzywające Polskę do spłaty tych bezpodstawnych roszczeń. Jak dotąd rząd PiS chował głowę w piasek i zignorował postulat Konfederacji, aby polski Sejm przyjął uchwałę, iż z tytuł mienia bezspadkowego Polska nikomu nic nie zapłaci.

Trump jest mocno związany ze środowiskami żydowskimi. Kilka miesięcy temu furorę zrobiła karykatura w amerykańskiej prasie, na której Trump został przedstawiony jako ślepiec prowadzony przez psa – Beniamina Netenjahu, czyli izraelskiego premiera. Czy to możliwe, że Trump pokazuje PiS, iż jeśli chce jego wizyty przed wyborami, to musi poczynić wiążące ustalenia w sprawie zaspokojenia roszczeń żydowskich organizacji? Na pewno taką hipotezę trzeba rozważać. Tym bardziej że powodów odwołania wizyty Trumpa mogło zwyczajnie być bardo dużo.

Źle to wygląda dla PiS

„Floryda ważniejsza niż Polska. Trump ma inne, własne priorytety. Wizyta w Polsce na 80 rocznicę wybuchu wojny ewidentnie nie jest jednym z nich. To prysznic zimnej wody dla PiS i ich złudzeń co do tego prezydenta USA i smutna prawda dla nas wszystkich” – skomentował w internecie były minister finansów, Jacek Rostowski.

Nawet zbrojne ramię PiS, portal wpolityce.pl, napisał, iż sprawa odwołania przez Trumpa wizyty „nie wygląda najlepiej”. Wszystko dlatego, że na twarde fakty nie ma co w niej liczyć, więc zdecyduje to, która narracja się przyjmie. A jak już zauważyłem, PiS obecnie jest w defensywie medialnej.

Trochę pomógł mu przypadek i awaria oczyszczalni ścieków w Warszawie. W jej wyniku ścieki bez żadnego oczyszczania trafiają bezpośrednio do Wisły. Polityków PiS trochę jednak poniosło i przedobrzyli. Szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski palnął o drugim Czarnobylu. A szef kancelarii premiera Michał Dworczyk wypalił, iż zagrożone są miasta na południe od Warszawy, zapominając, iż Wisła płynie do Bałtyku, a nie na odwrót.

Usunięcie felernego komentarza oczywiście nic nie dało (w internecie nic nie ginie) i PiS na powrót musiało tłumaczyć się z tego, iż jego politycy nie uważali na lekcjach geografii w podstawówce. Kolejne decyzje, jak pokazowa mobilizacja Wojsk Obrony Terytorialnej wzdłuż Wisły, tylko powiększały wesołość komentujących. A wkrótce po awarii na PiS spadła informacja o odwołaniu przyjazdu Trumpa.

Natychmiast pojawiły się głosy, że to efekt straszenia katastrofą ekologiczną w Warszawie przez PiS. W rzeczywistości feralna awaria przywróciła sytuację w Warszawie sprzed lat, gdy Czajki nie było. Osobną kwestią pozostaje sama awaria stosunkowo nowej konstrukcji. Fakt, że zawiódł główny i zapasowy kolektor oddany do użytku w 2012 roku, pozwala zadawać pytania o jakość wykonania tej najdroższej w momencie powstawania oczyszczalni. A to była robota władz kierowanych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Kwestia przełożenia wizyty przez Trumpa jako ukłon w stronę opozycji w Polsce nie jest wcale absurdalną hipotezą. Trump miałby dziś w Warszawie kłopoty ze wspierającym go lobby żydowskim, gdyby publicznie nie wsparł jego roszczeń (tak zrobił kilka miesięcy temu szef amerykańskiej dyplomacji, podczas wizyty w Polsce). Gdyby zaś to zrobił, to spowodowałby problemy wyborcze PiS. Unika on bowiem jasnej deklaracji prawnej co do takich roszczeń.

Organizacje żydowskie zaś dają publicznie do zrozumienia, że PiS załatwi sprawę roszczeń, ale dopiero po wyborach. Trump to też człowiek interesów. PiS oczywiście ma dziś najwięcej szans na zwycięstwo i kontynuowanie rządów, ale wcale nie jest przesądzone, czy będzie mogło samodzielnie utworzyć rząd.

Jeżeli do Sejmu wejdzą – obok PiS – PO, Lewica, PSL i Konfederacja, to będzie konieczność utworzenia rządu koalicyjnego. USA na chłodno dbają o swoje interesy. A PiS – jak zauważył Grzegorz Braun, znany reżyser i jeden z liderów Konfederacji – nie tyle zlikwidował klęczniki w polskiej polityce zagranicznej, co je zmienił.

Dla polityki PiS istnieje tylko bezalternatywny sojusz z USA. Trump więc jest pragmatyczny. Skoro nie musi o dobre traktowanie zabiegać, to robi to, na co ma ochotę.

REKLAMA