Ataki na bankomaty i brak ich rentowności powodują, że we Francji coraz trudniej wybrać na ulicy pieniądze. Merostwa dopłacają bankom

Bankomat - zdj. ilustracyjne / Fot. Pixabay
Bankomat - zdj. ilustracyjne / Fot. Pixabay
REKLAMA

Znikanie bankomatów dotknęło we Francji nawet tak zurbanizowanych miejsc jak stołeczny region Ile-de-France. Bankomaty nie są rentowne, a poza samym Paryżem społeczeństwo ubożeje i korzysta z nich tylko do jednorazowego wyciągania zasiłku.

Merowie mówią o „bankomatowych pustyniach”. We Francji 3000 dystrybutorów zostało zamkniętych w ciągu ostatnich trzech lat. Tylko publiczny bank pocztowy zwiększył ilość swoich dystrybutorów o 2%.

REKLAMA

Bankowcy, związki zawodowe, wybrani urzędnicy prawie wszyscy są zgodni co do źródła problemu. Chodzi o rentowność dystrybutorów. Rosną koszty transportu pieniędzy, obsługi bankomatów, bankom narzucono niższe marże za pobieranie środków, wzrosła konkurencja banków internetowych, mnożą się wandale niszczący dystrybutory.

W biednych okolicach, każdego piątego dnia miesiąca (dzień wypłaty zasiłków) przy bankomatach La Poste ustawia się kolejka. Bankom prywatnym, to się nie opłaca. Swoje znaczenie ma też polityka państwa ograniczająca transakcje gotówkowe.

Doszło do tego, że miasta dopłacają bankom do utrzymania dystrybutora pieniędzy. W podparyskim 30-tysięcznym Clichy miasto płaci bankowi BNP za utrzymanie tam bankomatu. Próg rentowności dystrybutora ustalono na 44 750 wypłat rocznie.

Poniżej tej liczby miasto dopłaca 57 eurocentów za każdą brakującą wypłatę. Jeśli zaś liczba przekroczy jednak 65 000 wypłat, to bank zapłaci merostwu 28 eurocentimów za każdą dodatkową operację ponad ustalony limit.

Źródło: Le Parisien

REKLAMA