
To brzmi jak polityczny żart, ale niestety to prawda. Już w pod koniec listopada Robert Biedroń rozpocznie przewodzenie delegacji Parlamentu Europejskiego do spraw relacji z Białorusią. Nawet trudno sobie wyobrazić reakcję Aleksandra Łukaszenki, gdy lider Wiosny pojawi się w Mińsku.
Nie wiemy, co dokładnie spowodowało, aż takie zaczadzenie polityków w Brukseli. Jak czytamy w komunikatach prasowych, ich zdaniem Biedroń jest idealnym kandydatem na to stanowisko, ze względu na swoje doświadczenie w polityce oraz kwalifikacje.
– Obecnie Parlament Europejski nie utrzymuje z Białorusią parlamentarnej współpracy dwustronnej. Jednak w listopadzie odbędą się tam wybory parlamentarne, a za rok – prezydenckie. Mam nadzieję, że stworzy to nowe możliwości do poprawy wzajemnych relacji, choć oczywiście przestrzeganie praw człowieka na Białorusi pozostanie dla nas kluczową kwestią – stwierdził lider Wiosny po wyborze.
Już pierwsza wypowiedź wyraźnie pokazuje, że Robert Biedroń kompletnie nie rozumie białoruskiego społeczeństwa i polityki. Najprawdopodobniej jego pierwsza podróż do Mińska zakończy się wielką wpadką, a prezydent Łukaszenka nie będzie w stanie powstrzymać śmiechu z powodu przysłania do jego kraju, takiego politycznego amatora.
Decyzja Parlamentu Europejskiego pokazuje dobitnie, że urzędnicy z Brukseli mają „w głębokim poważaniu” Białoruś oraz to, czy uda się utrzymać relacje z tym krajem. Przypomnijmy, już 9 grudnia w życie wchodzi umowa z Federacją Rosyjską w ramach której znacząco powiększy się zakres „współpracy”.
Mówiąc wprost, Robert Biedroń wysłany jest do Mińska po to, aby obserwować powolne znikanie Białorusi z map Europy.
Źródło: PAP / NCzas.com