Stefan Niesiołowski od czasu afery seksualno-łóżkowo-fasolkowej stara się unikać mediów i wypowiedzi na bieżące tematy polityczne. Zupełnie inaczej jest ze wspomnieniami i opiniami dotyczącymi wydarzeń sprzed lat. Tym razem „dostało się” byłemu prezydentowi Lechowi Wałęsie.
Jak twierdzi były marszałek i polityk PO, doskonale pamięta rok 1990, kiedy to do walki o prezydenturę stanęli dwaj, wówczas „bohaterowie – legendy” Solidarności. Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, bo o nich mowa, należeli do grona faworytów. Ich wewnętrzna walka o mały włos nie zakończyłaby się zwycięstwem Stana Tymińskiego, największego underdoga.
Jak wspomina Niesiołowski, jego zdaniem, praktycznie pewnym było, że z pojedynku zwycięsko wyjdzie Wałęsa.
Uważam, że Tadeusz w ogóle powinien ustąpić Wałęsie i zrezygnować z udziału w tej walce – stwierdza.
Jednocześnie wspominając okres Lecha Wałęsy jako prezydenta, Stefan Niesiołowski przyznaje, że okazał się być wyjątkowo słabym politykiem. Podejmowane przez niego decyzje były złe w skutkach i powodowały ogromne zamieszanie w społeczeństwie, jak i na samej scenie politycznej.
Jest jednak faktem, że ta funkcja go przerosła. Składał dziwne obietnice typu „100 milionów dla każdego”, dziwne deklaracje: „Za, a nawet przeciw”, miotał się w sprawie swojej przeszłości, zwalniał ludzi, konfliktował się bez potrzeby, nie miał żadnych planów… – podkreślił były marszałek Sejmu.
Źródło: SE.pl / NCzas.com