
O co toczy się gra w tych wyborach? O to, żeby zatrzymać rajd socjalistów i nie doprowadzić państwa do ruiny. To, że PiS wygra jest pewne, ale tylko Konfederacja może powstrzymać rozdawnicze zapędy. I tylko Konfederacja może nie dopuścić do kolejnych samodzielnych rządów pobożnych socjalistów. Z prostego powodu – jej wejście do Sejmu automatycznie zmniejsza liczbę posłów pozostałym ugrupowaniom, w tym także zwycięskiej partii.
W 2015 roku partii KORWiN zabrakło 0,24 pp., by przekroczyć próg wyborczy. Gdyby w każdej komisji wyborczej otrzymała średnio 1,2 głosu więcej, PiS nie miałby samodzielnej większości. Dlatego właśnie głos oddany na Konfederację nie jest „głosem straconym”. Wejście czterech partii do Sejmu jest tylko i wyłącznie na korzyść zwycięzcy, czyli PiS-u.
– Monopol władzy skupiony w rękach jednej partii i jednego prezesa to pogarda dla jakichkolwiek zasad i elementarnej kultury politycznej. To wyłącznie realizacja zasady „teraz k… my” – komentuje ostatnie lata samodzielnych rządów PiS Jacek Wilk.
Obecna ordynacja wyborcza oraz idąca za nią matematyka nie pozostawiają wątpliwości: Tylko Konfederacja może zmienić układ sił. I choćby nie wiadomo jak zaklinać rzeczywistość, z królową nauk się nie wygra.
Jeden poseł więcej u KO czy innego PSL-u nie zmieni układu sił, ale kilkunastu z balansującej pomiędzy progiem Konfederacji jak najbardziej. Przykładowe 0,5 proc. więcej dla Konfederacji może mieć o wiele większe znaczenie, niż 3-5 proc. więcej dla KO/SLD.
– Chcesz by jeden człowiek w Polsce decydował nadał o wszystkim, co jest dla Ciebie najważniejsze? – pyta Jacek Wilk.
– Nie? To go zablokuj. Wystarczy iść w niedzielę na wybory i odebrać Kaczyńskiemu i spółce prawo o decydowania w pojedynkę o naszym życiu. Odbierz mu większość głosem na listę nr 4 – apeluje Jacek Wilk i również wskazuje na bezwzględną matematykę.