
Wygląda na to, że Donald Tusk nie będzie kandydował w wyborach na prezydenta. Zamiast tego wspólnym kandydatem opozycji ma być Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL. Warunkiem jest „wygryzienie” Grzegorza Schetyny przez Tuska.
Nie ustają spekulacje na temat ostatniej wypowiedzi Donalda Tuska na temat wspólnego kandydata opozycji w wyborach na prezydenta. Tusk nie podał nazwiska. Część osób uważa, że jego wypowiedź to puszczenie oka do PSL-u.
– Czy ja jestem człowiekiem, który może przekonać wątpiących? Nie wiem, wcale nie byłbym o tym tak bardzo przekonany. Przyjąłbym absolutnie bez żadnego żalu inną interpretację, że są kandydaci, którzy może budzą mniej entuzjazmu, ale na końcu wezmą więcej po tej stronie, która rozstrzygnie te wybory. Na pewno jest kilka nazwisk, które rokują nadzieję na zwycięstwo – powiedział Donald Tusk.
– Do Tuska dotarło, że Kidawa-Błońska dogadała się ze Schetyną, a jej kandydatura to utrzymanie władzy Schetyny w PO. Stąd ten wywiad Tuska w Brukseli i w rzeczywistości zanegowanie Kidawy – skomentował proszący o anonimowość członek KO.
– Tusk jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby w końcowej fazie kariery zaryzykować pewną przegraną z Andrzejem Dudą – mówi prof. Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
– Tusk wróciłby nie jako kandydat na prezydenta ale w roli kogoś, kto z pomocą i w cieniu lidera PSL zacząłby odbudowywać olbrzymią część utraconej na opozycji wpływów – dodaje prof. Chwedoruk.
– Jeśli Schetyna nie utrzyma władzy w PO, to mamy nieformalny powrót do polskiej polityki Tuska, który namaści Władysława Kosiniaka-Kamysza w wyborach na prezydenta – ocenia.
Źródło: se.pl