Roman Wawrzyniak zjadł śliwkę w czekoladzie, a następnie porzucił papierek w innej części sklepu „Biedronki”. Sklep zgłosił sprawę na policję, a ta do sądu. Uznano to za kradzież i wlepiono karę w postaci miesiąca ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 20 godzin prac społecznych.
Ofiara apetytu na słodycze w następujący sposób opisała swoją sprawę: Po włożeniu zakupów do koszyka, przechodząc między półkami, odruchowo wziąłem jednego cukierka i poszedłem kilka metrów dalej, włożyłem cukierka do ust i rzuciłem papierek między kartony.
Został zauważony i oskarżony o kradzież, a ponieważ na rachunku nie było pozycji „cukiereK”, wezwano policję. Cukierek był warty 40 gr.
– Przyjechała policja, spisała moje dane, nie pamiętam, czy zaproponowała mi mandat, czy nie, bo byłem w emocjach. Później doręczono mi wezwanie na komendę – powiedział pan Roman.
Niestety p. Wawrzyniak nie mógł się stawić w wyznaczonym czasie na komendzie. Był w szpitalu i o tym, jak twierdzi. poinformował policję.
Nie dostał powtórnego wezwania, tylko sądowe pismo z karą miesiąca ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin. Wyrok zapadł zaocznie.
Dla p. Romana ten wyrok to sytuacja z dzieł Barei albo Kafki. Ten wyrok – 1 miesiąc ograniczenia wolności – można porównać z wyrokiem, jaki otrzymał związany z opozycją dziennikarz Piotr Najsztub. On potrąciwszy na pasach staruszkę, jadąc bez ważnego prawa jazdy, samochodem nieubezpieczonym i bez ważnych badań technicznych, czyli niedopuszczonym do ruchu został uniewinniony. Tak wygląda sprawiedliwość III RP.
Źródło: ArsLege