Prezydent Chile Sebastian Pinera wprowadził w piątek stan wyjątkowy w stolicy kraju Santiago w wyniku ulicznych protestów przeciwko wzrostowi cen biletów na metro. Doszło do gwałtownych starć z policją. – To nie jest protest, to przestępstwo. Pragnienie zniszczenia wszystkiego nie jest protestem, jest przestępstwem – powiedział Pinera w wywiadzie dla radia.
Władze Santiago zdecydowały się podwyższyć ceny biletów na metro z 800 na 830 pesos (1,04 euro). To wydaje się, że nie jest dużo, ale wystarczyło.
Doszło do gwałtownych protestów i to w różnych dzielnicach miasta. Demonstranci wznosili barykady i starli się z policją, która używała armatek wodnych i gazu łzawiącego.
Podczas walk zniszczono wejścia do stacji kolejki podziemnej i bramki kontrolne. Metro zamknięto. Straty wynoszą znacznie ponad pół miliona euro. Aresztowano 133 osoby. Metro w Santiago posiada 164 stacje. Jest największe i najbardziej nowoczesne w Ameryce Południowej.
Protesty w Chile, to ciąg protestów w wielu krajach z różnych powodów: Francja, Holandia, Hiszpania (nie tylko Katalonia), Ekwador, UK. Można dodać jeszcze wiele krajów. Łączy je jedno – coraz większy brak zaufania do rządzących liberalnych elit.
Źródło: Polsat News