O bezpiecznym lądowaniu Boeingiem 767, bez wysuniętego podwozia kapitana Wrony mówił cały świat. Tym ekstremalnie trudnym manewrem uratował on 231 osób na pokładzie. Teraz w programie „Uwaga! TVN” opowiedział, jak dużą traumę wywołał w nim ten lot. Zdradza też, co zamierza robić na emeryturze.
Kapitan Wrona stał się sławny na całym świecie, gdy awaryjnie wylądował bez wysuniętego podwozia Boeingiem 767. Dzięki jego kunsztowi i doświadczeniu wylądował maszyną wprost na płycie lotniska, a wszystko na oczach straży pożarnej, karetek i kamer telewizyjnych.
Pod koniec 2011 roku, po powrocie z długiej przerwy związanej z zabiegiem zdrowotnym Wrona, otrzymał wypowiedzenie z LOT-u. To był dla niego szok.
– Najpierw było zaskoczenie, później rozczarowanie. Kapitan Tadeusz Wrona zdaje sobie sprawę, że pracodawca może rozstać się z każdym. To przecież oczywiste. Liczy się jednak styl, a tego tutaj z pewnością zabrakło – mówił parę miesięcy temu portalowi money.pl mecenas Antoni Kania-Sieniawski, pełnomocnik kapitana Tadeusza Wrony.
Presja medialna miała sens, bo już dzień po tych słowach, kapitan Tadeusz Wrona dowiedział się, że pozostanie w LOT.
W programie „Uwaga! TVN” pilot zdradza, że sławne lądowanie nie daje mu o sobie zapomnieć. W wywiadzie łamiącym się głosem wyznał, że wspomnienie o dramatycznym lądowaniu nieraz nie pozwala zasnąć.
– To była część naszej pracy, wykonywaliśmy nasze obowiązki. Niestandardowe, bo sytuacja była niestandardowa. Chciałem, żeby nic się nie stało – mówi Wrona.
Teraz według przepisów, kapitan Wrona mając 65 lat nie może już pilotować samolotu pasażerskiego. LOT zaproponował mu zatem inną ofertę pracy. Będzie teraz przekazywać swoją wiedzę i umiejętności kolegom z akademii pilotów.
Źródło: wp.pl/ TVN