Dantejskie sceny na oddziałach SOR. Młody człowiek dusił się i wymiotował, mimo to nikt nie podchodził

zdj. ilustracyjne SOR. Foto: Facebook
zdj. ilustracyjne SOR. Foto: Facebook
REKLAMA

Wielogodzinne kolejki, słaniający się ludzie, ratownicy, którzy nie udzielają pomocy potrzebującemu – to dzień powszedni szpitalnych oddziałów ratunkowych w Polsce.

Dantejskie sceny rozgrywają się na oddziale SOR w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu.

REKLAMA

Dzień pracy wygląda mniej więcej tak: około godziny 20 na oddział ratunkowy przychodzi młody mężczyzna, mówi, że właśnie wrócił z Turcji, słania się na nogach, skarży, że bardzo boli go brzuch, w pewnym momencie z bólu kładzie się na  podłodze, dusi się i wymiotuje, mimo to nikt do niego nie podchodzi. Przez następnych kilka godzin nic się nie dzieje w sprawie cierpiącego, ratownicy omijają go, nikt nie reaguje, dopiero około 22, gdy zaczyna się dusić i wymiotować, interwencja pozostałych pacjentów powoduje, że ratownik medyczny podchodzi do mężczyzny.

To relacja jednej z czytelniczek Gazety Wrocławskiej.

89-letni dziadek kobiety trafił na SOR we Wrocławiu około godziny 16.30. Zabrała go karetka pogotowia. Usłyszał, że w kolejce z przywiezionymi chorymi stoi dziewięć takich karetek, a jeden z ratowników stwierdził, że czeka już na lekarza trzy godziny.

W poczekalni także było wiele osób, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, która odeszła z kwitkiem około 18:30.

– Godzina 19. Wszyscy ratownicy medyczni kończą zmianę, zatem próbują przenosić pacjentów z noszy na wózki. Pani ze złamaną noga, która z godziny na godzinę puchnie, zostaje przeniesiona na wózek, noga wisi w powietrzu na szynie, bo wózek nie jest odpowiednio przystosowany i nie przytrzymuje nogi w pozycji poziomej. Ratownicy i karetki opuszczają podjazd bez przekazania pacjentów na SOR – opowiada czytelniczka.

Szpital nie chce komentować sprawy, odsyła do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego, który odbija piłeczkę.

Urząd Marszałkowski zwrócił się do szpitala o wyjaśnienie opisanej przez media sytuacji – informuje w odpowiedzi na pytania rzecznik prasowy Marszałka Województwa Dolnośląskiego, Michał Nowakowski.

Okazuje się, że to skutek ogólnej sytuacji służby zdrowia.

14 października liczba zgłoszeń na SOR była bardzo duża. Pomocy potrzebowało ponad 75 osób. Miało to związek m.in. z koniecznym, czasowym zamknięciem SOR-u Szpitala im. Marciniaka we Wrocławiu, w dniach 13 października (od popołudnia) do godzin wieczornych 14 października br. – ze względu na działania dezynfekcyjne po zdiagnozowanym przypadku gangreny u jednego z Pacjentów, który zgłosił się na oddział ratunkowy. W trakcie godzin wieczornych obłożenie SOR-u Szpitala przy ul. Kamieńskiego było pełne, włączając w to salę dekontaminacyjną oraz resuscytacyjną. Tego wieczoru podejmowane również były przez personel medyczny działania ratujące życie pacjentów w stanie ciężkim. Personel medyczny SOR stanowiło łącznie około 25 lekarzy – dyżurujących, koordynujących oraz lekarzy wielu specjalizacji – czytamy w oświadczeniu Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu.

Jak poinformował rzecznik prasowy Marszałka Województwa Dolnośląskiego, Departament Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego zleci kontrolę procedur medycznych obowiązujących na SOR WSS przy ul. Kamieńskiego, aby we współpracy ze Szpitalem Wojewódzkim podjąć działania usprawniające funkcjonowanie oddziału ratunkowego.

Zreformowany przez „dobrą zmianę” szpital czeka reforma.

Źródło: gazetawroclawska.pl

REKLAMA