Braki kadrowe są w Polsce coraz bardziej odczuwalne i propaganda PiS tego nie zmieni. Tak jest m.in. w szpitalu klinicznym przy ul. Banacha w Warszawie. Brakuje w nim anestezjologów, pielęgniarek i instrumentariuszek. Planowe operacje odkłada się w czasie, zaś dziewięć sal operacyjnych stoi pustych.
Szpital przy ul. Banacha to największy szpital w Polsce. Ma 18 klinik, prawie 600 lekarzy oraz ogromny blok operacyjny z 23 salami. Jest on również zakwalifikowany do grona najbardziej specjalistycznych szpitali w kraju. Mieli się w nim też ćwiczyć przyszli lekarze.
– Takie szpitale powinny przyciągać wszystkich fachowców – mówi Radiu TOK FM kierownik jednej z klinik. Dodaje, że w rzeczywistości jest jednak inaczej.
– Młodzi lekarze odchodzą stąd w zastraszającym tempie, pielęgniarki nie chcą tu pracować. Nie podoba im się wiele rzeczy, z pieniędzmi włącznie, ale atmosfera w pracy też nie jest bez znaczenia – zaznacza.
Od kilkunastu dni słyszymy o masowym zamykaniu w całej Polsce oddziałów szpitalnych. Potem napływać zaczęły informacje, że sytuacja jest o wiele gorsza. To, że nie zamknięto oddziału nie oznacza bowiem, że ten funkcjonuje normalnie. Jak się okazuje, w największym szpitalu w kraju jest podobnie.
– Oczywiście, że to dotyczy stolicy. Być może jest gorzej niż gdzie indziej. Duże miasto, dużo szpitali, dużo pracy do wykonania – mówi wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Krzysztof Madej, który na co dzień jest chirurgiem w szpitalu przy Banacha. Zaznacza, że odpływ pracowników jest dramatyczny. Poza chirurgami, dyrekcja zatrudniłaby natychmiast 20 pielęgniarek anestezjologicznych, jeśli jakieś chciałyby pracować przy Banacha.
– Wiemy doskonale, że są kłopoty. Zdarza się, że prosimy o prosty zabieg dla naszych pacjentów. Jeśli coś wymaga warunków sali operacyjnej, musimy czekać zdecydowanie dłużej niż kiedyś. Od ręki wielu rzeczy nie da się załatwić. Pacjent niestety czeka, my też – mówi jeden z profesorów.
– W placówce takiej jak nasza ogromna liczba operacji teoretycznie może zaczekać. Planujemy je więc tak, by pieniędzy przyznanych w ramach ryczałtu starczyło, ale to skutkuje wydłużeniem kolejek – mówi lekarz z dużym doświadczeniem.
– To jest problem systemu, który widać na każdym kroku, a o jego rozwiązanie trzeba pytać ministerstwo zdrowia – ocenia Krzysztof Madej z Naczelnej Rady Lekarskiej.
Źródło: tokfm.pl