Człowiek, który kilka dni temu zabarykadował się we francuskim muzeum, nie był wariatem, jak początkowo sugerowano

Merostwo w Saint Raphael Fot. Wikipedia
REKLAMA

Mężczyzna, który zabarykadował się w ub. środę 23 października w muzeum archeologicznym w Saint Raphael (Lazurowe Wybrzeże), gdzie groził po arabsku personelowi, że „zamieni je w piekło” i zniszczył niektóre dzieła, został postawiony w stan oskarżenia i umieszczony w areszcie.

Pierwsza wersja mówiła o możliwych problemach psychicznych. Umieszczony w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji został jednak uznany przez eksperta za osobę poczytalną. Dlatego też trafił do aresztu.

REKLAMA

Osobnik jest oskarżony o „zniszczenie dzieł kultury i włamanie do budynku publicznego”. Grozi mu za to do siedmiu lat pozbawienia wolności. Coraz ciekawsze jest jednak drugie dno sprawy.

Prokuratora wciąż nie może ustalić tożsamości tego człowieka. Nie ma on stałego adresu zamieszkania, a jego odciski palców odpowiadają… ośmiu różnym tożsamościom, które policja ma w swoich aktach. Mówi płynnie po francusku, ale i arabsku.

Sprawa byłą dość głośna, ale motywy jego włamania do muzeum dalej okryte są tajemnicą. Przebywał w budynku sam i nieuzbrojony przez około 4 godziny. W tym czasie policjanci z elitarnej jednostki Raid przystąpili do oblężenia muzeum.

Po zatrzymaniu sprawcy na ścianach i meblach odnaleziono kilka napisów w języku arabskim, w tym „Allach Akbar”, a także nazwiska kilku osób, w tym jego własne autografy. Zniszczono też kilka starożytnych amfor. Mężczyzna uparcie odmawia zeznań.

Źródło: fl24.net

REKLAMA