
Myją, farbują włosy, przygotowują paznokcie, malują. Pracownicy prosektoriów pracują przy ciałach zmarłych i dbają o to, żeby dobrze wyglądały przy pochówku. Z czym się mierzą? Jak opisują swoją pracę? Ciekawa rozmowa pojawiła się na portalu echodnia.eu, w której pani Marlena odkrywa tajemnice tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.
Jak przyznaje, mimo upływu czasu, wciąż pamięta pierwszy dzień pracy. Musiała wejść do prosektorium, w którym leżało około piętnastu ciał. Były emocje. Z czasem jednak zaczęła traktować tę pracę, jako coś normalnego, a nawet satysfakcjonującego. Cieszy się, że potrafi sprawić, by zmarli wyglądali tak dobrze, jak za życia. A co z tymi, którzy ulegli ciężkim wypadkom?
Niektórych ran nie da się zatuszować. Czasami nie da się zrobić zbyt wiele… w takich przypadkach pracownicy prosektoriów rekomendują, by nie pokazywać ciała zmarłego podczas pogrzebu.
„Najtrudniej jest z ciałami osób, które wpadły pod pociąg lub uległy jakimś innym, poważnym wypadkom komunikacyjnym. Wtedy zdarza się, że sami odradzamy rodzinie oglądanie tego widoku” – przyznaje w rozmowie z echodnia.eu.
Wydaje się, że osoby, które decydują się na podjęcie zawodu i pracę w prosektoriach, są uodpornieni na więcej, niż przeciętny człowiek, ale i tu zdarza się, że emocje biorą górę.
„Największe emocje wywołują u mnie dzieci. My także nie mamy serc z kamienia i kiedy trafiają do nas maleńkie ciałka dzieci, często nie potrafimy ukryć wzruszenia. Nigdy nie zapomnę małej, pięknej buzi około trzyletniego chłopca, który dosyć długo chorował. Do tej pory nie potrafię mówić ani nawet myśleć o tym bez żadnych emocji” – mówiła w wywiadzie.
Źródło: echodnia.eu