Polskie firmy w kleszczach Biedronki. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów bierze pod lupę sieć sklepów

Sklep
Sklep "Biedronka"/fot. ilustracyjne/fot. flickr.com
REKLAMA

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zbada praktyki Biedronki w stosunku do Zakładów Mięsnych Henryk Kania. To efekt wypowiedzi Henryka Kani, który ujawnia nieuczciwe praktyki stosowane przez sieć sklepów, w tym groźby, wymuszenia obniżek cen i kary.

Henryk Kania udzielił wywiadu Business Insider Polska, w którym odpowiada na zarzuty dotyczące przestępstw skarbowych w zakładach mięsnych.

REKLAMA

Jeżeli można mówić o aferze dotyczącej ZM Henryk Kania, to jest to afera związana ze zmową nadzorcy sądowego, banków, Cedrobu i prawdopodobnie śląskiego wymiaru sprawiedliwości. Celem tej zmowy jest zniszczenie Henryka Kani i przejęcie Zakładów za małą część ich wartości – mówi Henryk Kania.

Opowieść Henryka Kani, założyciela i głównego właściciela Zakładów Mięsnych Henryk Kania, szokuje. Współpraca z Biedronką rozpoczęła się w 2011 roku, na mocy porozumienia strategicznego. Przez sześć lat sprawy układały się korzystnie dla obu stron. Diametralna zmiana nastąpiła w 2017 roku.

– Dwa lata temu Biedronka wypowiedziała nam umowę o strategicznej współpracy, tłumacząc, że musi maksymalizować zyski i nie może utrzymać wynegocjowanych z nami kilka lat wcześniej warunków współpracy. To był początek dużych kłopotów finansowych. A trzeba pamiętać, że marże w branży mięsnej w Polsce są bardzo niskie, od 1 do 2,5 proc. – wypowiada się Henryk Kania.

Jak twierdzi, jego firma znalazła się w kleszczach Biedronki i banków, a na to nałożył się wzrost cen wieprzowiny. Około 70 proc. wyrobów odbieranych było przez sklepy należące do Jeronimo Martins Polska. Jak ustalił UOKiK we wcześniejszej kontroli, sieć stosowała nielegalne praktyki rynkowe i tzw. przewagę kontraktową.

– Sieci żądały nawet 30 proc. wartości naszej rocznej sprzedaży z tytułu możliwości sprzedaży produktów w ich sklepach. Jeżeli nie godzisz się na te warunki, to wypadasz z rynku. Do tego dochodziła „kara” za zbyt szybki rozwój naszej firmy: żądanie nadzwyczajnej opłaty w wysokości kilku milionów złotych z tytułu zwiększenia przychodów dzięki współpracy z siecią. Dodatkowo Biedronka obciążała firmę różnymi opłatami marketingowymi – opowiada Kania w Business Insider Polska.

Według Kani, Biedronka żądała coraz więcej, stosowała też groźbę, że ograniczy dostarczany przez producenta asortyment, jeśli ZM Henryk Kania nie będą pokrywały kosztów marketingowych sklepów.

– Jednostkowo sieć handlowa potrafiła zażądać nawet 10 mln zł. Do tego dochodziły próby wymuszeń obniżek cen. Bo konkurencja ma niższą cenę na dany produkt, to oni też chcą mieć niższą cenę. I znów, gdybyśmy nie obniżyli cen, to Biedronka straszyła, że oni wówczas nawiążą współpracę z tańszą konkurencją. To wszystko odbijało się na marżach, dodatkowo obniżanych przez koszty finansowania bankowego – relacjonuje Kania.

Sprawą ponownie postanowił zając się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Przekazaliśmy już prośbę o podanie bardziej szczegółowych informacji na temat praktyk Biedronki, o których mowa była w wywiadzie – informuje Jacek Marczak, zastępca dyrektora delegatury UOKiK w Bydgoszczy.

UOKiK bada już od kilku miesięcy sprawę rabatów, które Biedronka wymusza na swoich dostawcach. W czerwcu 2019 roku UOKiK przeprowadził kontrolę w spółce Jeronimo Martins Polska, która jest właścicielem sieci dyskontów Biedronka. Uznał, że firma stosuje nieuczciwe praktyki. Grozi jej za to kara w wysokości do 3 proc. rocznego obrotu przedsiębiorcy, czyli w przypadku Biedronki jest to nawet 5 mld zł.

Źródło: businessinsider.com.pl

REKLAMA