Zasadzki na policję robione przez młodych bandytów z przedmieść, atakowanie funkcjonariuszy i straży pożarnej to już codzienność. Ostatnie wydarzenia tego typu w Beziers na południu w Chanteloup w regionie paryskim okazują się wierzchołkiem góry lodowej.
W ostatnich miesiącach policja i żandarmeria są ofiarami aktów przemocy na niespotykaną nigdy wcześniej skalę. Jak podaje „Le Figaro” w ciągu dziewięciu ostatnich miesięcy przemoc przedstawicieli władzy wzrosła o około 14%.
Dane są porażające, bo wyliczono, że średnio dochodzi codziennie do 107 przypadków przemocy wobec policji, żandarmów lub strażaków. Na alarm biją związki zawodowe policji i oskarżają władzę wykonawczą o brak odpowiednich działań.
Patrice Ribeiro, szef związku policjantów „Synergie-Officer” mówi dla „Le Figaro”, że „ataki takie jak w Chanteloup były skoordynowanymi działaniami i nie są jakimś wyjątkiem”.
Frédéric Péchenard, były dyrektor generalny policji krajowej, a obecnie wiceprzewodniczący rady regionalnej Ile-de-France, mówi wprost – „czas przywrócić autorytet państwa i zastosować ostre sankcje”.
Policjanci skarżą się od wielu lat na pobłażliwość wymiaru sprawiedliwości, która doprowadziła do rozwoju takiej sytuacji. Doszło do tego zwłaszcza w czasie prezydentury Francois Hollande’a i jego ministra sprawiedliwości, skrajnie lewicowej polityk Christiane Taubiry.
W Chanteloup-les-Vignes w departamencie Yvelines, w regionie paryskim doszło do brutalnych scen przemocy miejskiej. Zorganizowane grupy chuliganów zorganizowały zasadzkę i atakowały policję kamieniami i „koktajlami Mołotowa”. Podpalono też budynki użyteczności publicznej.
Źródło: VA/ Le Figaro