W cieniu partyjnej wojny pomiędzy kilkoma plemionami rozgrywa się cicha wojna jaką jest walka pomiędzy trzymającym władzę w Polsce Jarosławem Kaczyńskim, a myśliwskim lobby.
Mimo że wydaje się, iż myśliwi nie mają szans w walce z pierwszą siłą polskiej polityki, to wbrew pozorom nie są oni w tej walce bez szans.
Jarosław Kaczyński jest znamy z miłości do zwierząt. Jego ulubieńcami są koty. Z tego powodu nienawidzi myśliwych. Już ćwierć wieku temu wyraził się zasadniczo co o nich myśli:
„Kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy znajdują przyjemność w zabijaniu zwierząt i przypatrywaniu się, jak one zdychają” – mówił w 1996 roku w „Życiu Warszawy”.
Można domniemywać, że prezes PiS najchętniej w ogóle pozbyłby się ich.
Myśliwi jednak to bardzo mocne lobby. Ich jest 100 tys. w Polsce i wielu jest w różnych partiach.
Potrafili wywieść w pole samego prezesa, który w 2017 r. który głosował za specustawą, w sprawie walki z afrykańskim pomorem świń, w której przemycono zmiany w prawie łowieckim korzystne dla myśliwych, w tym grzywnę za utrudnianie polowań.
Wtedy prezes postanowił wziąć rewanż na myśliwych. PiS zgłosił poprawki do ustawy o prawie łowieckim: zakaz udziału dzieci w polowaniach, zwiększenie minimalnej odległości polowań od zabudowań i zakaz szkolenia psów na żywych zwierzętach. Lobby myśliwskie było na tyle silne, że utopiło te poprawki w komisjach sejmowych.
To było już za wiele dla prezesa. Jarosław Kaczyński najpierw spacyfikował promyśliwskie nastroje, a potem doprowadził do uchwalenia przez Sejm bolesnych dla myśliwych poprawek w ustawie o prawie łowieckim, w tym zakaz udziału dzieci w polowaniach.
Okazało się, że to nie koniec. Walka z wszechpotężnym lobby jest niezmiernie trudna. We wrześniu lobbyści odnieśli pierwszy sukces. Minister środowiska Henryk Kowalczyk zmienił definicję polowania, umożliwiając udział dzieci w niektórych elementach łowów.
Myśliwi nie poddają się i zamierzają dalej odkręcać niekorzystne zmiany.
Źródło: Rzeczpospolita