Państwowa służba zdrowia działa tak, że kobiety nie mają gdzie rodzić. „Co miesiąc zamykany jest jeden oddział położniczy”

Noworodek/fot. ilustracyjne/fot. Pixabay
Noworodek/fot. ilustracyjne/fot. Pixabay
REKLAMA

W ciągu niespełna dwóch lat szpitale zamknęły 24 oddziały położnicze. Resort zdrowia mówi o 400 zlikwidowanych łóżkach. Przyczyną nie jest jednak niż demograficzny, lecz problemy kadrowe – pisze w poniedziałkowym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna”.

Dziennik podaje, że tylko w ostatnich tygodniach zawieszone zostały porodówki w wielkopolskim Czarnkowie, w Zakopanem oraz w Mrągowie. „Po prostu nie mamy personelu, choć uporczywie go szukamy. Ciągle dajemy ogłoszenia, ja sama wykonałam kilkadziesiąt telefonów. Bezskutecznie” – powiedziała „DGP” Brygida Schlueter-Górska, dyrektor mazurskiej placówki.

REKLAMA

Jak informuje gazeta, zdaniem ekspertów będzie coraz gorzej. Z jednej strony średnia wieku położników to ok. 60 lat, młodzi zaś nie garną się do tego zawodu. „Z drugiej natomiast anestezjolodzy i ginekolodzy należą do grupy lekarzy najchętniej opuszczających Polskę. Z najnowszych danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że w ciągu 15 lat (czyli od momentu wejścia Polski do UE) za granicę wyjechało niemal tysiąc przedstawicieli pierwszej specjalizacji i ok. 500 tej drugiej. Coraz trudniej znaleźć również pediatrów, którzy są niezbędni do funkcjonowania oddziałów ginekologiczno-położniczych” – czytamy.

Z raportu ManPower Group wynika, że należą oni do grupy 10 specjalistów najczęściej poszukiwanych przez szpitale. Obecnie niemal co czwarta placówka chce zatrudnić pediatrę, co piąta anestezjologa, a co dziesiąta ginekologa – podkreśla „DGP”.

(PAP)

REKLAMA