
Lech Wałęsa przy okazji 30. rocznicy upadku muru berlińskiego udzielił wywiadu dziennikarzom „Faktu”. Ze znaną sobie skromnością mówił, że tylko on przewidział co stanie się w listopadzie 1989 roku. Odniósł się też do swojej niedawnej wizyty w Moskwie, gdzie rozmawiał z Michaiłem Gorbaczowem.
– Gorbaczow przyznał, że nie zamierzał zjednoczyć Niemiec. Że wierzył w reformę komunizmu. W końcu powiedział „Jeden Wałęsa wiedział, że jest koniec muru berlińskiego”. Ale Gorbaczow nie chciał mnie dopuścić do głosu. To była długa walka – usłyszeli od byłego prezydenta dziennikarze „Faktu”.
Dalej Wałęsa przyznał, że dostał zaproszenie na obchody 30 rocznicy upadku muru. Czemu nie skorzystał? – Odmówiłem – bo po pierwsze wyjeżdżam w tym czasie do USA. Po drugie, Niemcy robią wielkie akademie, i słusznie. A ja nie nadaję się na akademie. Ja jestem szybki. Nie wysiedzę.
Później wrócił jeszcze do niedawnej rozmowy z ostatnim przywódcą ZSRR. – Właściwie to moim przyjacielem. Przecież on też mnie podziwia, ale chce sobie, jak każdy, dopisać więcej. Zresztą nawet Amerykanie mówią o jego wielkiej roli – opowiadał Wałęsa.
Odniósł się jeszcze do spotkania z kanclerzem Niemiec, które odbyło się na chwilę przed upadkiem muru berlińskiego. – Spotkałem się z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem podczas jego delegacji do Polski, tuż przed upadkiem muru w listopadzie 1989 roku. On i jego minister dyplomacji Hans Dietrich Genscher kilka miesięcy wcześniej widzieli się z Gorbaczowem. Zapytali o mur. I Gorbaczow im powiedział: „Za sto lat wrócimy do tej rozmowy”. Przekonał ich. Tymczasem w listopadzie ja – jeszcze związkowiec – mówię im: „Proszę panów, za chwilę upadnie mur berliński, a za chwilę rozpadnie się Związek Radziecki. Czy jesteście przygotowani?”. Wciągnęli powietrze. I mówią: „Proszę pana, chcielibyśmy mieć takie kłopoty, ale za naszego życia to się nie zdarzy – mówił o tamtym spotkaniu.