Francja elegancja. Zboczony urzędnik podawał kobietom środki moczopędne, by patrzeć jak muszą radzić sobie z potrzebą

Nagła
Nagła "potrzeba" - zdj. ilustracyjne / Fot. Pixabay
REKLAMA

Francuska gazeta „Liberation” donosi, że odpowiedzialny za rekrutację do Ministerstwa Kultury urzędnik podawał kobietom środki moczopędne. Cały proces planował tak, by niekontrolowana chęć oddania moczu pojawiała się w trakcie spaceru i by mógł obserwować je w krepującej sytuacji.

Zboczeniec działał w sposób wyrachowany. W trakcie rozmowy oferował kobietom kawę lub herbatę. Do napoju dodawał środek zawierający furosemid – lek moczopędny i przeciwnadciśnieniowy.

REKLAMA

Następnie zabierał kobiety na spacer po okolicach ministerstwa argumentując, że niezbędne jest zapoznanie się z historycznymi miejscami.

W trakcie spaceru zaczynał działać środek moczopędny. Kobiety nie były w stanie wytrzymać i musiały załatwić potrzebę fizjologiczną od razu. Tu z „pomocą” przychodził urzędnik, oferując okrycie płaszczem.

Jedna z ofiar, pragnąc zachować anonimowość, zeznała w gazecie: – Oddałam mocz na ziemi, praktycznie u jego stóp. Poczułam się upokorzona i zawstydzona.

Inna z kolei tak relacjonowała jeden z etapów rekrutacji: – Podczas oprowadzania poczułam, jak puchnie mi brzuch. Byłam na granicy dyskomfortu. Pod mostem opuściłam spodnie i oddałam mocz. Tymczasem on okrywał mnie płaszczem i patrzył na moją twarz.

Śledztwo wykazało, że urzędnik skrupulatnie zapisywał każde takie wyjście w arkuszu kalkulacyjnym Excela. „Czas rozpoczęcia rozmowy – 9.00. Zażycie środka – 10.00. Wydalenie moczu – 10.10. Opuszcza spodnie zanim zdążę ją osłonić. Oddaje mocz dość długo. Oferuję jej papier, wyciera się, stojąc przede mną”.

Inny z opisywanych przypadków: „Zaczyna ściągać rajstopy i majtki (czarne). Kuca i puszcza bardzo silny i bardzo długi strumień”.

Jak podaje gazeta, jedna z kobiet trafiła na cztery dni do szpitala z powodu infekcji dróg moczowych.

Zboczeniec mógł w ten sposób wykorzystać nawet 200 kobiet. Zapiski prowadził w latach 2009-18. Zdemaskowany został przypadkiem. Jedna z pracownic zgłosiła, że mężczyzna robi zdjęcia jej nóg pod biurkiem. Dopiero wówczas mroczna prawda wyszła na jaw.

Ministerstwo kultury zaprzeczyło, jakoby wcześniej wiedziało o działalności urzędnika. „Liberation” twierdzi jednak, że co najmniej dwie kobiety złożyły skargę na mężczyznę, zanim jeszcze sprawa ujrzała światło dzienne.

Urzędnik został zwolniony, a w jego sprawie policja wciąż prowadzi dochodzenie. Zarzuca mu się upokarzanie kobiet i podawanie szkodliwych substancji.

REKLAMA