Nowy minister finansów, ma średnie a nie wyższe wykształcenie? „Brytyjska 'uczelnia’ którą skończył to odpowiednik polskiego liceum”

Tadeusz Kościński Źródło: PAP
REKLAMA

Tadeusz Kościński został wskazany przez Prawo i Sprawiedliwość na szefa Ministerstwa Finansów. Kościński chwali się wyższym wykształceniem, jednak okazuje się, że brytyjska 'uczelnia’ którą skończył to odpowiednik polskiego liceum – donosi Gazeta Prawna.

Tadeusz Kościński jest wieloletnim znajomym premiera Mateusza Morawieckiego. Poznali się w czasach kiedy obecny premier był najpierw dyrektorem, a później prezesem w banku BZ WBK.

REKLAMA

To właśnie Morawiecki wciągnął przyszłego szefa MF do polityki. Kościński był wiceministrem rozwoju (2015-2018), później wiceministrem przedsiębiorczości i technologii (2018-2019), a od lipca tego roku jest wiceministrem finansów.

Teraz polityk został wskazany przez Prawo i Sprawiedliwość na szefa Ministerstwa Finansów.

Kim jest Kościński? Urodził się w Londynie i tam spędził dużą część swojego życia. W sektorze bankowości ma doświadczenie podobne do premiera Mateusza Morawieckiego. Z rynkiem finansowo-bankowy zawodowe życie ministra przeplata się od 30. lat.

Nie można więc odmówić mu, jako takiego, doświadczenia. Jest jednak jeden szczegół, który Kościński wpisuje do swoich kwalifikacji, a który, jak się okazuje, może być zafałszowany.

Chodzi o kwestię wykształcenia. Polityk utrzymuje, że skończył studia wyższe. Jest absolwentem Goldsmith’s University of London, który ukończył w latach 1976-1977.

Gazeta Prawna donosi jednak, że w czasie, w którym Kościński „studiował” na tej „uczelni”, nie przyznawała ona tytułów licencjata, a to jest poziom, od którego w polskim systemie wykształcenie uznaje się za wyższe.

Szkoła, którą skończył przyszły szef MF dawała w lata 70-tych wykształcenie na poziomie polskiego liceum, i taki poziom Kościński powinien zaznaczyć w ankiecie, którą wypełniają kandydaci na ministrów.

Polityk zaznaczył jednak, że po Goldsmith’s University of London uzyskał wykształcenie wyższe, co, jeśli Gazeta Prawna się nie myli, jest zafałszowaniem rzeczywistego stanu rzeczy.

Źródło: Gazeta Prawna

REKLAMA