
Dwie demonstracje, które połączyły się w jedną, sparaliżowały całkowicie centrum stolicy Bułgarii, Sofii. Protestowali związkowcy przeciwni reformie wypłat zasiłków chorobowych oraz pracownicy socjalni żądający 40-procentowej podwyżki płac.
Członkowie „Podkrepy”, drugiej co do wielkości centrali związkowej w kraju, wyszli na ulice, by wyrazić sprzeciw wobec propozycji pracodawców, by za pierwszy dzień zwolnienia lekarskiego nie płacić zasiłku chorobowego. Obecnie za pierwsze trzy dni zwolnienia płaci pracodawca, a od czwartego dnia Krajowy Instytut Ubezpieczeń (odpowiednik ZUS).
W sumie drobna rzecz, ale stała się powodem paraliżu stolicy. Tak masowa demonstracja w „obronie” chorobowego pokazuje jednak, że Bułgarzy mocno tkwią w socjalizmie.
Pracodawcy zaproponowali zmiany ze względu na to, że w ostatnich latach nastąpił drastyczny, bo ponad 50-procentowy wzrost liczby zasiłków chorobowych przy tej samej liczbie zatrudnionych.
Według pracodawców w wielu wypadkach chodzi o oszustwa zarówno w przypadku krótkich zwolnień lekarskich łączących się z dniami świątecznymi, jak i kilkumiesięcznych, podczas których domniemani chorzy pracują np. za granicą.
Chociaż lekarze kategorycznie dementują oskarżenia pod swoim adresem, że wydają lewe zwolnienia, to tłumy potencjalnych „chorych” na demonstracji pokazują, że coś jest na rzeczy. Jednym zdaniem – uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Związkowcy na ulicach domagali się, by pracodawcy płacili nadal za pierwsze 5 dni zwolnienia lekarskiego. Protest odbył się trochę „na wszelki wypadek”, bo premier Bojko Borisow i tak ani myśli pracodawców posłuchać.
Na ulice Sofii wyszli także pracownicy służb socjalnych, którzy domagają się 40-procentowej podwyżki płac i polepszenia warunków pracy. Przeciętna płaca pracownika socjalnego wynosi w Bułgarii ok. 650 lewów (325 euro), więc różnica w stosunku do zarobków w pozostałych sektorach administracji państwowej jest znaczna. Zarabiają oni połowę pensji nauczycieli.
Źródło: PAP