
Mandaty za wykroczenia mogą być zależne od wysokości wynagrodzenia kierowcy łamiącego przepisy. Oprócz tego zmieni się taryfikator kar za jazdę niezgodną z kodeksem drogowym. W niektórych sytuacjach kierowca może nawet stracić samochód.
Rząd Mateusza Morawieckiego uważa, że obecne mandaty są w Polsce nieproporcjonalnie niskie do dzisiejszych zarobków. Pensje Polaków bowiem rosną, zaś wysokość kar nie zmienia się.
Taryfikator mandatów nie był zmieniany od 16 lat i mandaty w naszym kraju są jednymi z najniższych w Europie. Najwyższa kara, jaką można dostać za złamanie przepisów drogowych, to 500 zł. Mandat w tej wysokości stanowił w momencie ustanawiania prawa 25 proc. średniej krajowej, dziś jest to 10 proc.
Przed dwoma laty głośny był przypadek 22-letniej najbogatszej Norweżki, która została ukarana mandatem o równowartości 110 tys. zł. Na szczęści nie wypłacono jej dywidendy, bo wówczas sąd w Oslo musiałby po obliczeniu wysokości mandatu ukarać ją równowartością… 17 mln zł.
– Absolutnie zgadzam się, że gdy wykroczenie popełnia kierowca lamborghini czy ferrari, to kara powinna być wprost proporcjonalna do zarobków – stwierdził premier. Wspomniał też o zabieraniu aut w przypadku najpoważniejszych zdarzeń. Zaapelował do twórców nowych przepisów, aby stworzyli regulacje, które dotkliwie zabolą pijanych kierowców i piratów drogowych.
Po wprowadzeniu zmienionych przepisów, bogaci płaciliby wyższe mandaty, a mniej zamożni niższe. Za przekroczenie dozwolonej prędkości o ponad 50 km/h kierowca zapłaciłby nawet 2 tys. zł. Za poważniejsze wykroczenia, jak np. spowodowanie wypadku po pijanemu, mógłby nawet stracić samochód.
Oprócz uzależnienia mandatu od zarobków i surowszych kar za łamanie przepisów, włącznie z utratą auta, kierowców czeka jeszcze jedna nowość: punkty karne będą kasowane po uprzednim uregulowaniu wszystkich należności z tytułu zaległych mandatów wraz z odsetkami.
Źródło: biznesinfo.pl