
Na „wrażliwych” przedmieściach Tuluzy, gdzie tereny opanowały narkotykowe gangi, coraz większa ilość firm, czy prywatnych właścicieli nieruchomości widząc abdykację Republiki, zatrudnia do ochrony prywatne agencje ochrony. Kiedy państwo nie wykonuje swoich obowiązków, pojawiają się jego substytuty.
W Tuluzie na „opuszczonych terytoriach Republiki”, takim substytutem stały się wspomniane agencje. Jest to konieczność, bo w niektórych blokowiskach z powodu narkotykowych operacji handlowych, „mieszkańcy nie mogli nawet wejść spokojnie do swoich mieszkań” – pisze np. gazeta „La Depeche du Midi”.
Zarządcy nieruchomości zwracali się o pomoc do prefektury Haute-Garonne. Ta jednak jest bezradna. Trzy główne firmy zarządzające tymi blokowiskami w Tuluzie – Toulouse Métropole Habitat (TMH), Chalets i Languedocienne, musiały zwrócić się o pomoc do agencji ochrony.
W 2016 roku TMH skorzystało z usług firmy z Marsylii o nazwie „Azuréenne de protection”. Niby nic zdrożnego, gdyby nie to, że większość „ochroniarzy” to Czeczeńcy. Jako muzułmanie mają ułatwioną „komunikację” z większością handlarzy narkotyków, w dodatku są to często ludzie „zahartowani” w prawdziwych bojach i konfliktach, m.in. byli członkowie czeczeńskich milicji.
Plusem jest też podobno ich „nieprzekupność”. Ich rola polega na zapewnieniu spokoju lokatorom społecznych mieszkań zarządzanych przez TMH i przeganianiu z klatek schodowych handlarzy. – Nie jesteśmy tutaj, aby z nimi walczyć. Dyskutujemy i prosimy ich o opuszczenie wejść i korytarzy. Kiedy już są poza budynkiem, nasza praca się tam kończy – tłumaczy francuskiej gazecie jeden z ochroniarzy.
La France, ce pays où on est obligé d’employer des milices privées tchétchènes pour tenir les banlieues.
Et vous croyez que ça va finir comment tout ça ? #Toulouse pic.twitter.com/URbI5c7Kza— Damien Rieu (@DamienRieu) November 30, 2019
Czeczeńcy strzegący bezpieczeństwa mieszkańców miast Francji to scenariusz, którego nie powstydziłby się sam Houellebecq…
Źródło: La Depeche du Midi / Valeurs Actuelles