Tak manipulują ekoterroryści. Cała prawda o „cierpieniu” karpi

Maja Ostaszewska w
Maja Ostaszewska w "obronie" karpi/Fot. Facebook/Pixabay (kolaż)
REKLAMA

W przestrzeni medialnej utrwala się nowa świecka tradycja. W okresie poprzedzającym Boże Narodzenie w ostatni latach słychać bowiem lament celebrytów i ekoterrorystów nad losem karpi. Jak się okazuje, teorie o „cierpieniu” ryb mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Działania prozwierzęcych aktywistów skutecznie nagłaśniają zatroskani „dobrostanem zwierząt” celebryci. Rozgłos ten skutkuje pozyskiwaniem finansów przez ekoterrorystów. Jest to więc po prostu sposób na zarabianie pieniędzy. Z troską o zwierzęta ma on bowiem niewiele wspólnego. Obecnie trwa sezon na zbijanie kasy na „dobru” karpi.

Na temat metod manipulacji stosowanych przez ekoterrorystów oraz faktów dotyczących życia ryb hodowlanych wypowiedział się ekspert. Ichtiolog i Prezes zarządu Towarzystwa Promocji Ryb Zbigniew Szczepański w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” obnażył kulisy przemysłu ekoterrorystycznego.

REKLAMA

Manipulacje ekoterrorystów

Jak podkreślił Szczepański, środowiska ekoterrorystów bardzo często „przyrównują różne zwierzęta do siebie, nie bacząc na ich fizjologię czy pewne przystosowanie do środowiska”. Właśnie to – jego zdaniem – stanowi sedno problemu.

Ekspert dodał również, że „obrońcy zwierząt” posługują się półprawdami.

Niektóre osoby tworzą mit, że każda ryba w związku z tym, że jest kręgowcem – a w ich rozumieniu niemalże człowiekiem, bo my jesteśmy kręgowcami, mamy połączenia nerwowe z korą mózgową i tam odbieramy negatywne bodźce, które możemy przeżywać nawet jako cierpienie – to również kręgowce niższe cierpią” – mówił.

„Tymczasem nie zważa się, że wśród ryb, które są zaliczane do niższego rzędu kręgowców i nie mają kory mózgowej, jest aż 32 tysiące gatunków począwszy od takich, które – jeśli nie mają stałego przepływu wody, to natychmiast kończą żywot, po takie, które potrafią bez wody, w ledwo wilgotnej bądź nawet suchej jamie czekać na porę deszczową. Dlatego w tezach wysuwanych przez tzw. ekologów widoczny jest brak podstawowej wiedzy” – skwitował.

Kto zyskuje?

W ten sposób pseudoekolodzy manipulują faktami i grają na emocjach ludzi, którzy nie mają dostatecznej wiedzy, by wyczuć fałsz. „Na robieniu tego całego zamieszania zależy przede wszystkim tym, którzy z tego żyją. Można powiedzieć, że dla wielu tzw. działaczy prozwierzęcych jest to wybór drogi życiowej, bo dzięki tym głośnym akcjom znajdują środki na życie. Jest to konkurencja dla wielu dziedzin działalności rolniczej, bo przecież tu nie tylko o ryby chodzi” – podkreślił ichtiolog.

„Cierpienie” karpi

Szepański obalił także mit dotyczący „cierpienia” karpi sprzedawanych w okresie przedświątecznym. „Sama praktyka licząca setki lat pokazuje, że karpiowi nie dzieje się nic złego, jeśli stosuje się dobre praktyki, czyli jeśli transport ryb odbywa się we właściwy sposób, tzn. jeśli karp nie jest przegęszczony w zbiorniku, temperatura wody jest odpowiednia, natlenienie jest właściwe. Jeśli w stu litrach wody pływa pięć ryb, to nie trzeba natleniać, bo tlenu jest dostateczna ilość” – zaznaczył.

„I to, że ryba rusza pyskiem, co niektórzy postrzegają, że ona się dusi, to można włożyć między bajki. Ryba otwiera pysk, żeby zassać wodę i przepuścić ją przez skrzela, żeby móc oddychać, i to jest naturalne. Ryba to nie jest człowiek, który oddycha powietrzem, tylko musi zadziałać swoim aparatem oddechowym. Tymczasem spotykam się wielokrotnie z tym, że ktoś pochyla się nad zbiornikiem wody w sklepie i biadoli, jak to ryba się męczy, dusi się, bo rusza pyskiem. Z taką argumentacją ciężko jest dyskutować” – skwitował.

W Polsce widać już skutki histerii ekoterrorystów. Niektóre supermarkety ugięły się pod ich naciskiem i zapowiedziały, że nie będą sprzedawać żywych karpi.

Źródła: Nasz Dziennik/nczas.com

REKLAMA