Jacek Międlar na święta dostał dozór policyjny. Wyliczył też, ile kosztowała podatników lewacka nagonka. „To jest państwo prawa i sprawiedliwości?”

Jacek Międlar. Fot. ilustracyjne. Foto: cda.pl/Jacek_Miedlar
Jacek Międlar. Fot. ilustracyjne. Foto: cda.pl/Jacek_Miedlar
REKLAMA

Jacek Międlar na Twitterze poinformował, że na Święta Bożego Narodzenia otrzymał dozór policyjny. Wyliczył także, ile pieniędzy kosztowało podatników sfinansowanie hucpy wokół jego aresztowania.

Jacek Międlar niedawno został w brutalny sposób aresztowany przez ABW. Powodem zatrzymania niczym szefa narkotykowej mafii było… podejrzenie propagowania faszyzmu.

Teraz publicysta poinformował, że na Święta otrzymał dozór policyjny.

REKLAMA

Za felieton (nie mój!) i zmanipulowane moje słowa (sic!) Justyna Trzcińska, na Święta i dalej, dowaliła mi (sic!) DOZÓR POLICYJNY! Nawet spokojnie nie mogę pojechać do rodziny. Jak można być tak podłym? – napisał Jacek Międlar.

To jest państwo prawa i sprawiedliwości? – pyta narodowy działacz.

Odniósł się też do poprzednich absurdalnych działań prokuratury. – Jeszcze dwa tygodnie temu prokurator Szymańska postawiła mi zarzuty za stwierdzenie podczas spotkania autorskiego, że izraelskie wojska przeprowadzają ludobójstwo na niewinnej ludności cywilnej. Czy można tak bezpodstawnie stawiać zarzuty? – przypomniał Międlar.

Podliczył też, ile kosztowała polskiego podatnika ideologiczna hucpa lewackich władz przeciwko niemu.

Wjazd ABW (20 funkcjonariuszy – 40h pracy) – ok. 20 tysięcy złotych. 5 zarzutów w tym 8 opinii biegłych (po ok. 4 tys.zł). W sumie gnębienie Międlara przez ostatnie 2 miesiące = 100 tys. zł – podsumował Jacek Międlar.

Skala działań podejmowanych przez samorząd i państwo przeciwko Jackowi Międlarowi byłyby właściwe dla kryminalistów. Gdyby Międlar był szefem gangu narkotykowego, który jednocześnie zajmuje się wymuszeniami, zabójstwami i pedofilią, byłoby właściwe napuszczanie służb specjalnych i obserwacja.

Jednak były ksiądz zajmuje się obecnie publicystyką i działaniem społecznym. Jego działania są jawne, o wszystkich informuje na tyle głośno, na ile pozwalają mu media społecznościowe.

Czy jutro ABW „zapuka” do „Najwyższego Czasu!” lub jego poszczególnych dziennikarzy?

REKLAMA