Wojna na Bliskim Wschodzie wisi na włosku.”Może wybuchnąć w każdej chwili”

Wybuch broni wodorowej/fot. ilustracyjne/fot. U.S Government/CC BY 2.0/Flickr
Wybuch broni wodorowej/fot. ilustracyjne/fot. U.S Government/CC BY 2.0/Flickr
REKLAMA

Wojna na Bliskim Wschodzie może wybuchnąć w każdej chwili. Sytuacja jest niezwykle napięta, a zdecydować może przypadek lub zła ocena intencji drugiej strony.

Niedzielne naloty na pozycje proirańskich milicji Katib Hebollah w Iraku  i Syrii sprawiły, że wojna na Bliskim Wchodzie stała się realnym scenariuszem.

Bezpośrednią przyczyną amerykańskich nalotów była śmierć amerykańskiego kontraktora w ataku rakietowym na bazę K-1 w Kirkuku. Doszło do niego w ubiegły piątek.

REKLAMA

Sprawców ostrzału nie udało się schwytać ani jednoznacznie ustalić. Do ataku przyznał się wprawdzie ISIS ale amerykański wywiad na podstawie wykorzystanych pocisków rakietowych oraz danych wywiadowczych ocenił, że w rzeczywistości stoi za nim Kataib Hezbollah.

Na decyzję o ataku odwetowym miały wpływ 2 fakty. Po pierwsze ataki na bazy, w których przebywają amerykańscy żołnierze, powtarzały się wielokrotnie w trakcie ostatnich miesięcy. Po drugie wcześniej nie zginął w nich nich żaden Amerykanin. Tym razem, prócz wspomnianego cywila, rany odniosło 4 amerykańskich żołnierzy. Było to ewidentne przekroczenie tzw. czerwonej linii, czyli granicy jaką wyznaczył prezydent Donald Trump.

Dotychczasowa polityka USA wobec Iranu

Polityka Białego Domu wobec Iranu była do tej pory dość wstrzemięźliwa. Wynika to z przyjęcia dwóch podstawowych założeń.

Pierwszym jest skuteczność nałożonych na Teheran sankcji, które mają zmusić ajatollahów do rozpoczęcia negocjacji. Miałyby one objąć nie tylko program nuklearny ale także broń rakietową i wsparcie dla organizacji typu Hezbollah.

Drugim filarem tej polityki jest niechęć do wszczynania działań wojennych na większą skalę na rok przed wyborami. Mogłoby to negatywnie wpłynąć na szanse reelekcji  Donalda Trumpa.

Ryzyko eskalacji

Po niedzielnym bombardowaniu, w którym zginęło 27 członków  Kataib Hezbollah, a 51 zostało rannych, założenia te mogą okazać się nieaktualne.

Amerykanie są teraz są skazani na decyzje jakie podejmie Iran lub proirańskie milicje. Sekretarz stanu, Mike Pompeo, i Sekretarz Obrony ostrzegli, że jeżeli ataki na amerykańskie siły lub interesy w regionie się powtórzą nie pozostaną bez odpowiedzi.

Tak scenariusz grozi dalszą eskalacją. Trudno wyobrazić sobie bowiem sytuację, w której śmierć tak dużej liczby milicjantów pozostanie bez odpowiedzi ze strony  Hezbollahu.

Trudno przewidzieć jaką formę przyjmą te ataki ale to zależy od tego jak poszczególne strony kalkulują ryzyko i reakcję strony przeciwnej. Jak dowodzi historia wielokrotnie dochodziło do błędnej oceny i reakcji, które nie były przewidywane. Wówczas sytuacja może się łatwo wymknąć spod kontroli i doprowadzić do niemożliwej do zatrzymania eskalacji. To ryzyko jest tym większe, że USA i Iran nie utrzymują oficjalnych kanałów kontaktowych i rozmawiają za pośrednictwem innych państw.

Pojawi się ono w szczególności gdyby zapadła decyzja o amerykańskich uderzeniach odwetowych na cele w Iranie. To mogłoby oznaczać rozpoczęcie pełnoskalowego konfliktu, w którym będą dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ofiar. Zdecydowana większość z nich oczywiście po stronie Iranu ale część stanowić będą żołnierze USA. Ponieważ jest mało prawdopodobne, by amerykańskie społeczeństwo było gotowe na widok dużej ilości trumien owiniętych gwiaździstymi flagami, szanse Trumpa na reelekcję spadłyby praktycznie do zera.

Brak alternatywy

Ale to nie koniec problemów Amerykanów. Nawet gdyby nie zdecydowali się na zdecydowane reakcje grozi im innego rodzaju niebezpieczeństwo.

Przebywają oni w Iraku na zaproszenie tamtejszego rządu. Premier Adil Abd al-Mahdi stanowczo potępił ataki. Oznajmił, że pogwałciły one cele jakie przyświecały obecności wojsk USA i krajów należących do koalicji walczącej z ISIS w Iraku. Zapowiedział, że współpraca ze Stanami Zjednoczonymi zostanie zrewidowana. Wprawdzie jego pozycja jest słaba po tym gdy podał się do dymisji ale jest to poważna deklaracja polityczna.

W podobnym tonie wypowiedziała się też Iracka Narodowa Rada Bezpieczeństwa, która uznała ataki za pogwałcenie suwerenności kraju i przedkładanie interesów USA nad interes Iraku.

Ministerstwo spraw zagranicznych zapowiedziało już konsultacje z europejskimi krajami będącymi członkami Koalicji, w sprawie zakończenia misji.

Najbardziej  wpływowy szyicki duchowny, Muktada as-Sadr, wydał oświadczenie, w którym napisał, że jest gotowy „zrobić wszystko,” by zmusić USA do opuszczenia Iraku.

Poważne konsekwencje dla całego regionu

Gdyby iracki parlament ogłosił koniec misji poważnie skomplikowałoby to sytuację Amerykanów w całym regionie.

Przede wszystkim straciliby oni przynajmniej częściową kontrolę jaką mają nad transportami irańskiej broni do Syrii i dalej do Libanu.

To stawiałoby pod znakiem zapytania najważniejszy priorytet amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie jakim jest bezpieczeństwo Izraela.

Co więcej wystawione na bezpośrednie irańskie zagrożenie mogą się poczuć także kraje Zatoki Perskiej, a w szczególności Arabia Saudyjska. Może w takim przypadku szukać innego protektora.

Dodatkowo całkowicie odcięte zostałyby iracki  Kurdystan oraz terytoria kontrolowane w Syrii przez SDF.

Izrael

Pierwszy scenariusz, czyli zaangażowanie USA w wojnę z Iranem, jest bardzo korzystny z punktu widzenia Izraela. W takim przypadku światowe mocarstwo walczyłoby z jego największym wrogiem, a sam Izrael mógłby dołączyć się do wojny bez ryzyka, że zostanie oskarżony o jej wywołanie lub pozostać z boku.

Natomiast w drugim przypadku Żydzi będą dążyć do jak najszybszych ataków na cele irańskie w Iraku podobnie jak obecnie w Syrii. Jest wysoce prawdopodobne, że zaatakują także w Iranie. Takie samodzielne ataki rozważano w Izraelu wielokrotnie w ostatnich latach, w szczególności za czasów prezydentury Baracka Obamy.

Jeżeli do tego dojdzie to praktycznie pewna jest odpowiedź ze strony Hezbollahu w Libanie i Palestyńczyków ze strefy Gazy, a być może także proirańskich milicji z Syrii. Nie pozostaną one z pewnością bez odpowiedzi Izraela co zwiastuje nową wojnę w Libanie, a być może także w Syrii.

Należy przy tym pamiętać, że Izrael prócz broni konwencjonalnej dysponuje bronią nuklearną.

Szeroka perspektywa

W przypadku gdyby doszło do konfliktu najwięcej zyskają na nim Chiny. USA będą musiały skupić swoje siły i środki na Iranie. Doświadczenia wojen z Iraku i Afganistanu pokazują, że są one praktycznie niemożliwe do wygrania. Wybuch konfliktu może przyspieszyć proces osłabienia pozycji USA względem Chin. Być może więc decyzja co do tego jak wyglądać będzie odpowiedź na amerykańskie bombardowania zapadnie nie w Teheranie, ale w Pekinie. Minister spraw zagranicznych Iranu, Mohammad Javad Zarif, rozpoczął we wtorek wizytę w Chinach.

 

REKLAMA