„To naprawdę jest stan alarmujący!” Grzegorz Braun o tajemnicach polskiego złota, ministrze Kościńskim, 5G i towarzyszach z państwa położonego w Palestynie [VIDEO]

Braun w NczasTV
REKLAMA

Z Grzegorzem Braunem, posłem Konfederacji, reżyserem, publicystą, rozmawia w NCzasTV Marcin Jan Orłowski. Wywiad zredagował Rafał Pazio.

– Wielu naszych Widzów i Czytelników ucieszyło się, że wreszcie ktoś głośno zapytał, dlaczego często podejmowane są decyzje bez wiedzy Polaków, że rozwadnia się odpowiedzialność za podejmowane decyzje, że wprowadza się prawo kuchennym drzwiami. Tak poniekąd jest np. w przypadku wprowadzenia technologii 5G, ale również w innych sprawach. W kontekście 5G nie negował Pan samej idei wprowadzenia technologii, rozwoju sieci teleinformatycznej, ale podważył Pan sposób procedowania, np. brak jasności, kto zamawiał badania dotyczące bezpieczeństwa sieci, np. oparcie się na autorytatywnych wypowiedziach w tej dziedzinie wypracowanych poza granicami Polski. Zwrócił Pan także uwagę na zapowiedzianą w związku z 5G kwestię znaczącej zmiany norm ekspozycji na oddziaływanie pól elektromagnetycznych. Przemawiał Pan na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Cyberbezpieczeństwa Dzieci 15 minut. Dostrzegł Pan także, że część z obecnych ekspertów podeszła do Pana wypowiedzi dosyć pogardliwie.

– Nie po to się wypowiadam publicznie, żeby we wszystkich budzić entuzjazm i głębokie zainteresowanie. Wysłuchałem cierpliwie szeregu wypowiedzi. Posiedzenie Zespołu trwało przecież chyba blisko pięć godzin. Z tego zająłem kwadransik w podsumowaniu. To był jeden z ostatnich głosów. Jak nie wiemy, o co chodzi, chodzi albo wprost o wielkie pieniądze, albo też – lub – „i czasopisma”, działania niejawne, projekty militarne, policyjne. Tego nikt nam szczerze nie mówi. Rad bym to usłyszeć.

REKLAMA

5G

– Prace nie są dedykowane wyłącznie sprawie 5G. Dotyczą w ogóle cyberbezpieczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci, najmłodszych Polaków. Zachęciłem przewodniczącego, Wielce Czcigodnego pana posła Sachajkę, do tego, żebyśmy dążyli do uzyskania jakichkolwiek informacji w sprawie 5G od kompetentnych służb. Przedstawicieli nie tylko Ministerstwa Zdrowia czy Cyfryzacji, bo tych już widzieliśmy i słyszeliśmy. Ci ludzie sami nie kryją, że to, co wprowadzają, wprowadzają dlatego, że z jakichś powodów muszą, że trzeba, bo taki trend światowy. Mówiąc krótko: są zewnętrzne determinanty tych procesów.

Warto by usłyszeć, co mówią na ten temat przedstawiciele Ministerstwa Obrony Narodowej, Spraw Wewnętrznych. I w sprawie 5G, i każdej innej nie jestem wrogiem postępu, nie jestem niechętny nowinkom technicznym. Wręcz przeciwnie – fascynuję się nimi od dziecka. Ale ponieważ chodzi o zdrowie, życie, bezpieczeństwo Polaków, chciałbym żebyśmy dążyli do uzyskania jakichś wiążących zapewnień ze strony osób kompetentnych i odpowiedzialnych.

5G jako technologia sama w sobie nie wymaga – jak wynika z zapewnień uczonych akademików i urzędników – tak drastycznego, radykalnego zwiększenia, poluzowania wspomnianych przez Pana norm, jak jest to już zaprojektowane. Problemem jest to, że tak poważne zmiany w nasze życie usiłuje się wprowadzić nie rozwiązaniami ustawowymi, bo to wymagałoby przynajmniej jakieś debaty parlamentarnej, ale dokumentem o randze nie najwyższej, bo zarządzeniem ministra.

Problem polega na tym, że odpowiedzialność się rozmywa. Kiedy niższej rangi urzędnicy jakiegoś ministerstwa piszą rozporządzenia, które ewentualnie podpisze pan minister – nie wiadomo, czy w pełni pojmując sens tego, co sam podpisuje – to gdzież tu jest odpowiedzialność? Nie ma u nas odpowiedzialności urzędniczej, która – przypomnę – funkcjonowała w II Rzeczypospolitej. W wypadku niższych rangą urzędników ministerialnych nie ma odpowiedzialności konstytucyjnej, której przynajmniej minister mógłby podlegać. Zrobią coś, za chwilę ich wywieje z resortów, a my nawet nie będziemy wiedzieli, kogo mienić odpowiedzialnym za ewentualne niekorzystne dla nas konsekwencje.

Jak za Sowietów

– Tragedią w tej sprawie jest fakt, że urzędnicy bardzo często swoją decyzję opierają na tym, że panuje trend światowy i tak robią inni.

– Że musimy… Nie mamy wyjścia…

– Tak było z ACTA 2. Nikt nie wyjaśnił Polakom, dlaczego ACTA 2 ma w Polsce działać. Po prostu mówiono, że cała Unia wprowadza, więc także i my. Z 5G dzieje się dokładnie to samo.

– Jak za starego reżimu, jak za Sowietów… Marksistowsko-heglowska konieczność dziejowa, przymus historii. Nie wierzę w takie rzeczy. Wierzę natomiast w sens wynalazczości, postępu technicznego. Ponownie zastrzegam, że nie ma z mojej przynajmniej strony żadnego zabobonnego lęku przed nową technologią czy techniką. Jest natomiast niepokój na tle niejasności procederu i kompletnej anonimowości autorów tej zmiany, dobrej czy złej. Chciałbym, żebyśmy wiedzieli, komu Polacy mają być wdzięczni, jeśli to takie znakomite, i do kogo mają ewentualnie kierować pretensje.

Praca w parlamencie to złudzenie

– Po tych pięciu godzinach głównie monologów, przedstawiania swoich zdań, Pan wierzy jeszcze w to, że może dojść do ogólnej dyskusji? Czy sprawa może trafić do pełnych prac parlamentarnych, gdzie będą mogły się wypowiedzieć wszystkie strony?

– To jest takie złudzenie, że w ogóle jakaś praca w parlamencie w świetle dnia czy w blasku reflektorów się odbywa. Od wczoraj wiemy już, że owszem, obrady Sejmu będą wznowione jeszcze przed Bożym Narodzeniem – 12, potem 19 i 20 grudnia – ale nie łudźcie się państwo, że tam usłyszycie całą prawdę, całą dobę. W ciągu tych liczących się w sekundach, nie w minutach, wystąpieniach parlamentarnych – bo tak dziś jest i obawiam się na razie pozostać musi w przypadku koła Konfederacji – sprawy zasadnicze zostaną tylko muśnięte. Wielki kawał roboty państwowej, przy zewnętrznych, fasadowych pozorach demokratyzmu, dokonuje się gdzieś w zaciszu nawet nie gabinetów, tylko bliżej niesprecyzowanych przestrzeni. Czy są to sztaby generalne, czy kantory bankowe?

Nie jestem wierzącym demokratą, więc to samo w sobie by mnie nie martwiło. Martwi mnie tylko, że to nie nasze kantory bankowe, najprawdopodobniej nie nasze sztaby, najprawdopodobniej nie nasze gabinety rządowe. Czytelnicy „Najwyższego CZASU!”, widzowie telewizji NCZASTV wiedzą to lepiej niż jakikolwiek inne audytorium, że najwyższe organy władzy w Polsce zajmują się przede wszystkim implementacją prawa unijnego i realizowaniem dyrektyw, które przychodzą do nas z jakichś innych zaświatów politycznych.

Eurokochłoz przejął większość kompetencji w zarządzaniu już nie tylko gospodarką, ale w ogóle życiem publicznym. Dyrektywy dyplomatyczne i militarne przychodzą zza oceanu. Imperium amerykańskie jest głównym ich emitentem. Zaś wszystkie razem do kupy ogarniają starsi i mądrzejsi z państwa położonego w Palestynie i innych agend diaspory żydowskiej na całym świecie.

Towarzysze z państwa położonego w Palestynie

– Konkretnym tego przykładem jest sprawa zmiany ustawy o IPN. Także cyberbezpieczeństwo w Polsce ogarniają towarzysze z państwa położonego w Palestynie. Przypomnę, że kilka lat temu Polskie Sieci Energetyczne podpisały umowę o współpracy w dziedzinie cyberbezpieczeństwa właśnie ze swoim izraelskim partnerem. W granicach Rzeczypospolitej widzę już nie tylko krzątaninę prawną wokół tego, jak tu implementować i wdrożyć to, co tam inni mądrzej od nas zaprojektowali. Ale widzę wręcz dysponentów, aranżerów, moderatorów tych działań, pochodzących z obcych państw.

Prezydent powołuje się na zażyłą znajomość i bliski kontakt z amerykańskim generałem, którego wymienia z nazwiska. Premier i jego ministrowie brylują na Facebooku ze starszym sierżantem sztabowym Danielsem. Wiadomo, że telefony z Berlina mogły wiele zmienić, z dnia na dzień, jeśli idzie o decyzje formacji politycznych, polityków z poprzedniego układu. A i dziś zdaje się wola Berlina, kanclerz Merkel, nie jest obojętna takim osobom jak Donald Tusk czy plenipotenci masy upadłościowej po jego formacji politycznej. Cóż tu zostało jeszcze do zarządzania? Cóż tu zostało do rozstrzygania dla nas, Polaków?

To jest stan alarmujący

– Zostaliśmy z zasadzie wykonawcami woli zewnętrznej.

– Byłoby pół biedy, gdybyśmy byli wykonawcami czegokolwiek. My jesteśmy już podwykonawcami, a w wielu sprawach widzimy, że nawet już nie oczekuje się od nas działania. Oto na przykład na polskim lotnisku mogą się pojawić przedstawiciele obcej służby, izraelscy funkcjonariusze z bronią długą czy krótką, gdzieś tam pochowaną. To naprawdę jest stan alarmujący. Już nie niepokojący, tylko alarmujący. W tym kontekście pojawiają się jeszcze przydługie grudniowe wakacje dla parlamentarzystów, na które w teorii nie powinienem jakoś specjalnie narzekać.

Potrafię sobie zorganizować czas wolny od innych zajęć. Potrafię sobie narzucić własne obowiązki i jestem twórczy w zapełnianiu własnego kalendarza. Ale to niepokojące, że Sejm wyłoniony w tak kosztownej demokratycznej procedurze co prawda jest, ale nieużywany, nie nadmiernie eksploatowany…

Kościński – prorok świata bez gotówki

– W ostatnim czasie Prawo i Sprawiedliwość w swoich wszystkich mediach odtrąbiło wielki sukces w postaci sprowadzenia złota do Polski.

– Brawo.

– Pana zdaniem, to dobra decyzja czy raczej takie zagranie?

– Powiem szczerze, że chciałem się o to upominać. Upominać o polskie złoto. Chciałem składać w tej sprawie zapytanie, gdzie ono jest, w jakiej ilości, czy możemy je zobaczyć. Jak Niemcy chcieli parę lat temu pomacać swoje złoto w sejfach Amerykańskiej Rezerwy Federalnej, to im tego zrazu w ogóle odmówiono. Moje zapytanie wyprzedziła rzeczywistość. Ogłoszono hucznie sprowadzenie polskiego złota. Muszę poprosić współpracujących ze mną życzliwie analityków, żeby pomogli mi zrozumieć tę sytuację.

Jest w tym coś z jednej strony ciekawego. Czy to tylko zagranie pijarowskie? Czy tylko próba podpięcia się pod legendę pułkownika Ignacego Matuszewskiego, obrońcy polskiego złota z czasów wojny 1939 roku? Jakieś głębsze wyrachowanie? Czy polskie złoto tu faktycznie zostaje sprowadzone? Będzie tutaj bezpieczne, czy też ma znowu, jak w 1939-1940 roku, paść łupem jakichś grabieżców lub oszustów?

Jakoś nie mam zaufania do gabinetu tego premiera, który wszystkim Polakom zaproponował na ministra finansów pana Tadeusza Kościńskiego. Pomijam już jego, że tak powiem, poważne ubytki biograficzne, daleko posuniętą niejasność sylwetki politycznej, anonimowość z pewnego punktu widzenia tej postaci. Ale pan Kościński jest głosicielem, prorokiem nowego lepszego świata bez gotówki, bez obrotu gotówkowego. Skoro bez obrotu gotówkowego, to gdzie w tym planie znajdzie się polskie złoto? Bardzo jestem ciekaw i mnie to niepokoi.

Czy to prawdziwe złoto?

– Teraz mówi się o wielkim sukcesie Prawa i Sprawiedliwości, które za pomocą rządu ściąga do Polski złoto. Wróćmy jednak rok, półtora roku wstecz, kiedy Rosja ogłaszała, że gromadzi złoto, że prezydent Putin do Rosji ściąga złoto. Przedstawiciele PiS mówili wtedy o wielkiej agresji, że będzie to zapewne przyczynek do wojny.

– Jak Kali gromadzić rezerwy walutowe, to dobrze. Jak inni, to niedobrze. Wiadomo, że jest tutaj nielogiczna nierównoprawność zasad, kryteriów oceny. Ciekawe, co się święci. Nota bene dobrze byłoby, żeby powstała jakaś niezależna komisja, może na przykład z udziałem pana prezesa Banasia. Wylansował się, wysforował na super-, hiper-, oberniezależnego. Gdyby jakaś komisja z panem prezesem Banasiem była łaskawa popatrzeć i poskrobać nawet to złoto, co to z Londynu do nas przyjeżdża…

Przypominam sobie, że Chińczycy parę lat temu odebrali transport z Ameryki, poskrobali i okazało się, że to jakiś zupełnie inny metal. Troszkę podobny, ale nie ten dokładnie. Zachodzę w głowę, co tu się dzieje. Czułbym się bezpieczniej, gdyby pan prezes Banaś był do tego dopuszczony. Dawniej do sprawy podchodzono organoleptycznie. Z filmów dowiadujemy się, że złotą monetę fachowcy na Bazarze Różyckiego nawet zębami potrafili zbadać. Potrafili ustalić, czy to jest dobry i autentyczny kruszec.

Serio, nie dowierzam. Z ostrożności procesowej i państwowotwórczej naprawdę życzyłbym sobie, żeby powołana została jakaś specjalna komisja. Może wyjaśni, czy przypadkiem jakiś zupełnie inny kot nie został do nas w tym worku przysłany…

REKLAMA