W Paryżu cenzurują kampanię reklamową organizacji pro-life, w Warszawie wyrzucają z siedziby. Jakaś „Międzynarodówka”?

Ocenzurowane plakaty pro-life. Fot. Twitter
Ocenzurowane plakaty pro-life. Fot. Twitter
REKLAMA

W Warszawie lokalne władze wymawiają lokal polskiej organizacji pro-life, w Paryżu socjalistka Hidalgo cenzuruje i usuwa plakaty pro-life z metra. Jakaś współpraca stolic?

Jak doniosła „Wyborcza” Fundacja Pro – Prawo do Życia straciła lokal w Śródmieściu Warszawy, bo „nie działała na rzecz mieszkańców”. Warszawscy urzędnicy zamierzają eksmitować organizację z biura, które od kilku lat wynajmuje od miasta.

Nie przeszkadza to temu, że lokale na preferencyjnych warunkach wynajmują od dzielnicy m.in. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza, Kampania Przeciw Homofobii,czy Fundacja Trans-Fuzja. Jak widać samorządowa łaska na pstrym koniu LGBT jeździ…

REKLAMA

W Paryżu też

Jeszcze bardziej radykalne działania przeciw wolności słowa i ruchom pro-life podjęto w Paryżu. Mer Anne Hidalgo, francuskie koleje SNCF i metro wprowadziły po prostu cenzurę. W ramach dyskusji nad tzw. ustawą bioetyczną społeczne stowarzyszenie Alliance Pro-Vita postanowiło przeprowadzić kampanię w ochronie rodziny i życia. Z stycznia m.in. w paryskim metrze pojawiły się bilbordy pro-life. Wisiały tylko jeden dzień…

Bilbordy promowały szacunek dla życia, macierzyństwa i ojcostwa. Hasła o „szanowaniu macierzyństwa”, „poszanowaniu ojcostwa”, czy „szanowaniu życia”, nie spodobały się socjalistce z paryskiego Hotel de Ville, która uznała takie treści za… „szokujące”.

Mer Anne Hidalgo, powiedziała, że ​​„była głęboko zszokowana i oburzona tą kampanią przeciwko aborcji i PMA” (in vitro dla par lesbijskich). Stwierdzono awet, że „nie można prowadzić takich kampanii w przestrzeni publicznej”. Anne Hidalgo na Twitterze „poprosiła” zależne od merostwa firmy reklamowe ExterionMediaFR i Mediatransports o „natychmiastowe usunięcie tych plakatów”. Woli tej „demokratki” szybko się więc stało zadość.

Cenzura

Firma Médiatransports biła się w piersi i przyznała do braku czujności (uznała swoje „zaniedbanie”). Firma ta zarządza powierzchniami reklamowymi w SNCF (koleje) i RATP (transport miejski). Uznała, że wizualizacje kampanii pro-life, zwłaszcza dotyczące „macierzyństwa” i „ojcostwa”, będą wycofane, bo „szanujemy różnorodność”, a „rozpowszechniane przez nas przesłania nie mogą być sprzeczne z naszym obowiązkiem neutralności”. Jedna to „neutralność” pojęta dość dziwnie.

Tugdual Derville, delegat generalny stowarzyszenia Alliance Vita, zamierza jednak przeprowadzić kampanię komunikacyjną do końca. Zapowiada się proces. Tymczasem druga z firm reklamowych, Exterion Media, z którą stowarzyszenia zawarło umowę, też pod naciskiem merostwa zerwało kontrakt.

Zmuszające do myślenia plakaty, na których widać np. niepełnosprawne dziecko z hasłem: „Społeczeństwo będzie się rozwijać pod warunkiem poszanowania różnic”, czy wizerunki ojca z napisem: „Społeczeństwo będzie się rozwijać pod warunkiem poszanowania ojcostwa”, okazały się przekraczać „tolerancję” lewicy.

Najbardziej hałaśliwe protesty wznieciły środowiska LGTB i liderka tej tęczowej krucjaty, czyli mer Paryża Anne Hidalgo. Kierownictwo agencji reklamowych zostało po prostu zaszantażowane, a nawet zmuszone do złożenia „samokrytyki”.

Obłuda

Agencje powołują się na „neutralność” ideologiczną, ale choćby w październiku ubiegłego roku na Światowy Dzień Zwierząt stowarzyszenie Peta zamówiło w metrze akcję plakatową na rzecz wegetarianizmu. Były wizerunki krowy, świni, czy kur z hasłami: „Nie jestem kawałkiem mięsa, jestem kimś”, czy „Nie zjadaj mnie!”. Tymczasem to ochrona życia człowieka okazuje się dla lewicy niestrawna!

REKLAMA