Emmanuel Macron tak bardzo dba o swoich obywateli. Francuski minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner ogłosił w niedzielę, że siły porządku w starciach ulicznych nie będą już używały granatów z materiałem wybuchowym.
– Halo? Unia Europejska? Czy rzucanie w cywilów granatami wybuchowymi jest praworządne? – chciałoby się zapytać jakichś wysoko postawionych oficjeli. Na szczęście Macron dba o swoich obywateli i jego rząd zakaże policjantom używania tego typu sprzętu.
Podczas interwencji przeciwko blokadzie terenu budowy lotniska w Notre-Dame-des-Landes w południowo-zachodniej Francji oraz ogólnokrajowym demonstracjom „żółtych kamizelek” zdarzały się przypadki ciężkich zranień ręki u osób, które próbowały odrzucać granaty. W ten sposób inicjowały ich eksplozję. W wyniku poranień niejednokrotnie trzeba było amputować kończynę. Okazuje się, że pacyfikowanie strajków żółtych kamizelek przypomina we Francji przeprowadzanie operacji wojskowych.
O jakich granatach mowa? Chodzi tu o 190-gramowe granaty o potrójnym działaniu – łzawiącym, ogłuszającym i kinetycznym – typu GLI-F4, aktywuje je wybuch 26-gramowego ładunku trotylu.
– Nie mają one żadnego szczególnego koloru ani innych oznaczeń i kilka miesięcy temu zdarzyło się, że policja była zmuszona ich użyć, by uwolnić się od zagrożenia, a demonstranci, którzy z własnej chęci brali je w ręce, zostali ciężko ranni. Dlatego uważam, że powinniśmy zrezygnować z GLI-F4 – powiedział Castaner w publicznej telewizji France 3.
Granaty GLI-F4 zostaną zastąpione granatami identycznej wielkości typu GM2L, które zawierają tylko gaz łzawiący i pirotechniczny ładunek hukowy.
Francja jest jedynym krajem europejskim, który wciąż używa wybuchowych granatów z gazem łzawiącym, takich jak GLI-F4.
W lipcu ub.r. Rada Państwa (najwyższy sąd administracyjny) odrzuciła wniosek Ligi Praw Człowieka i związku zawodowego CGT o wprowadzenie zakazu stosowania GLI-F4 oraz innych rodzajów amunicji o działaniu pośrednim w policyjnych granatnikach.
Źródło: PAP