
Zdjęcia tablic „Strefa wolna od LGBT” obiegły świat. Niektórzy uwierzyli, że to prawdziwe znaki drogowe w Polsce i zagrozili zerwaniem współpracy.
Lewacy rozsyłają w świat zdjęcia z rzekomymi znakami drogowymi w Polsce „Strefa wolna od LGBT”. Za happeningiem stoi Bartosz Staszewski i inni lewicowi aktywiści.
Część zagranicznych mediów i polityków uwierzyła, że tablice, z którymi fotografują się lewicowcy to prawdziwe znaki drogowe w Polsce. W efekcie doszło do dyplomatycznego zgrzytu.
Np. dziennikarze z holenderskiego Nieuwegein nabrali lokalne władze. A te teraz rozważają zakończenie partnerstwa z Puławami, przed którymi miał stanąć taki znak.
Ponadto holenderskie media opisują historię anonimowego geja, który został zwyzywany na ulicy w mieście strefy „Wolnej od LGBT”.
Część dziennikarzy z Polski zwróciło uwagę, że happening lewaków był nielegalny. Za wieszanie fałszywych tablic drogowych może im grozić odpowiedzialność karna.
Zdaje się, że na takie wykorzystywanie znaków drogowych jest paragraf. Halo @PolskaPolicja? https://t.co/c0TVSCgN6J
— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) January 27, 2020
Dokładnie tak! Kodeksowa grzywna to chyba 5k. I nie ma znaczenia, że tylko "do zdjęcia". Brak reakcji będzie tylko rozzuchwalal – właśnie na podstawie tych zdjęć powinno ruszyć postępowanie.
— Visifine (@VisifineDesign) January 27, 2020
Natomiast fakt, że zdjęcia były później kolportowane bez jasnej informacji o charakterze ich sporządzenia, działa na niekorzyść lewicowych śmieszków.
Źródło: Dziennik Wschodni