– Konserwatyzm PiS bardzo często jest niestety bezobjawowy, dlatego będziemy dość często mówili „sprawdzam” – mówi w rozmowie z redaktorem Tomaszem Cukiernikiem poseł Konfederacji Artur Dziambor, nauczyciel i przedsiębiorca, wiceprezes partii KORWiN.
– Od jak dawna działa Pan w partiach Janusza Korwin-Mikkego? Proszę przypomnieć początki swojej działalności politycznej i jak się ona rozwijała?
Artur Dziambor: – Do UPR-u zapisałem się oficjalnie w 2002 roku, ale już wcześniej byłem prezesem pomorskiego KoLibra i działałem z kolegami i koleżankami z UPR-u. Zanim włączyłem się do polityki, byłem szefem lokalnej młodzieżowej rady miasta, czyli Sejmiku Uczniowskiego Miasta Gdyni, w latach 1997-2001. Pierwszą partią, do której się zapisałem, był SKL, ale to wynikało głównie ze względów towarzyskich – w działalności młodzieżowej rady wspierali mnie lokalni radni, wtedy wszyscy byli w AW„S”-ie, a konkretnie właśnie w SKL-u.
– Dlaczego wybrał Pan akurat prawą stronę sceny politycznej?
– Tak mnie wychowano. To jest logiczne, oczywiste, proste i uczciwe. Szanuję poglądy ludzi, którzy nie działają z nami i nie głosują na nas, ale myślę, że próba przekonania ich, że są w błędzie, jest dobrą misją.
– Skoro ma Pan wolnorynkowe poglądy, to co Pan robił swego czasu – jak podaje Wikipedia – w PO i PiS?
– Z PO miałem przygodę jedynie w 2001 roku – gdy cały UPR startował z list PO z ostatnich miejsc do Sejmu. Byłem wtedy formalnie jeszcze w SKL-u, który – podobnie jak UPR i KoLiber – miał podpisaną współpracę wyborczą z PO, ale już wtedy wiedziałem, że to był błąd. Pomagałem trochę w kampanii wyborczej kandydatki z SKL-u, ale przede wszystkim kolegów z UPR-u. Krótko po wyborach parlamentarnych zapisałem się do UPR-u, czyli tam, gdzie powinienem trafić od początku. Z PiS-em jest trochę inna historia. Szef lokalnej struktury UPR-u dostał propozycję mówiącą, że jak przejdziemy wszyscy, to zarządzamy lokalnie PiS-em. Przeszliśmy wszyscy z nadzieją, że PiS będzie tym, czym PO się nie stała, a czym wtedy UPR, praktycznie nieistniejący, nie miał szans się stać. To było w czasie, gdy planowany był POPiS, w którym miała zmieścić się cała polska prawica. Wyszło, jak pamiętamy, niestety inaczej. Zrezygnowałem z członkostwa, gdy PiS rządził z Samoobroną, a dawny szef UPR-u był posłem PiS-u. Zawiodłem się ogromnie. Po tym przykrym doświadczeniu miałem wiele lat przerwy od polityki. Wróciłem dopiero w 2011 roku, gdy powstawał KNP.
– Jakie są Pana pierwsze wrażania związane z pełnieniem funkcji posła?
– Zgodne z oczekiwaniami. Podobnie jak pozostali posłowie Konfederacji, mam możliwość prezentowania pomysłów programowych w mediach praktycznie codziennie. Mam dostęp do mównicy sejmowej, chociaż tu byłem mocno zawiedziony faktem, że długo przygotowywane, zadawane na sesji pytania, mogą pozostać bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Żałuję bardzo, że nie ma nas piętnastu, to powoduje pewne blokady, chociażby w proponowaniu własnych ustaw, ale jestem przekonany, że dojdziemy do tego jeszcze w tej kadencji Sejmu.
– Zanim został Pan posłem, był Pan przedsiębiorcą prowadzącym szkołę językową. W związku z tym zna Pan problemy polskich przedsiębiorców znacznie lepiej od innych parlamentarzystów, którzy nie mają takiego doświadczenia. Co w polskim prawie – Pana zdaniem – należałoby zmienić najpilniej, aby w Polsce łatwiej prowadziło się biznes?
– Takich jak ja, prowadzących jednoosobowe działalności gospodarcze, najbardziej blokuje ZUS i poziom skomplikowania przepisów dotyczących rozliczeń VAT-u. Obowiązkowy ZUS na poziomie 1300 złotych, a już za chwilę 1500 złotych, jest oczywistą blokadą rozwojową. To są w skali roku ogromne pieniądze, które zamiast na inwestycje, lecą do czarnej dziury, którą rząd utrzymuje przez brak odwagi na wielkie, historyczne kroki, o których my mówimy od lat. Co do złożoności VAT-u myślę, że nie muszę nikogo przekonywać. Dlatego my od początku proponujemy spłaszczenie stawki do wymaganych przez UE 15 proc. To pozwoli wielu przedsiębiorcom zaoszczędzić, a wielu ułatwi życie. Problemów oczywiście jest o wiele więcej, każdy z nas ma inne uwagi. W pracy parlamentarnej będę się starał pokazywać konkrety i mam nadzieję, że rządząca większość, po nabyciu wiedzy, zdecyduje się nam pomóc.
– Po wybraniu Pana na wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oświadczył Pan na Facebooku, że będzie Pan „próbował wprowadzić do debaty między innymi takie tematy jak urynkowienie szkolnictwa, bon oświatowy, uwolnienie pensji i umów nauczycieli, uwolnienie programów nauczania”. Czy może Pan rozwinąć te zagadnienia? Jakie byłyby skutki wprowadzenia tych zmian?
– Dziś dyrektor szkoły nie jest jej właścicielem, a jedynie administratorem budynku i konta, na które wpływają pieniądze od samorządu. Nie ma możliwości zatrudniania nauczycieli na kontrakty, na określone godziny, na zlecenia. Nie ma nawet możliwości wynajęcia nauczyciela na własnej działalności z umową na fakturę. System zabetonowany, skostniały, niestety bardzo nierozwojowy. Oddając szkoły przedsiębiorcom, przekształcając je w na przykład spółki czy placówki prowadzone przez fundacje, stowarzyszenia, przy jednoczesnej likwidacji Karty Nauczyciela, otworzylibyśmy rynek, tak jak stało się to do pewnego stopnia z przychodniami lekarskimi i lekarzami, którzy w nich pracują. Bon oświatowy, którym dysponowałby rodzic, wprowadziłby konkurencję między szkołami, która z kolei mogłaby doprowadzić do większej profesjonalizacji szkół w konkretnych kierunkach, przy jednoczesnych obniżkach cen. W idealnym modelu fundusze z bonu mogłyby być wystarczające, aby pokryć dodatkowe zajęcia pozaszkolne. Szkoły zróżnicowane programowo, bez obowiązkowego trybu nauczania, byłyby szkołami, do których dzieci chodziłyby z pasją. Jestem przekonany, że przy okazji rozwój byłby szybszy i ciekawszy.
– Czy Pana zdaniem jest szansa w aktualnym układzie politycznym, by te postulaty urynkowienia edukacji wprowadzić w życie? Tym bardziej że większy sprzeciw niż ze strony partii rządzącej nadszedłby prawdopodobnie ze strony nauczycielskich związków zawodowych, co może całkowicie udaremnić takie plany.
– Trzeba przekonywać. Nie mam wątpliwości, że rządząca obecnie większość nie ma absolutnie najmniejszych zamiarów wprowadzenia jakichkolwiek zmian. Jestem też przekonany, że ich współpraca ze związkiem zawodowym układa się i będzie się układać doskonale. Związek co dwa lata chce podwyżki i protestuje, rząd daje podwyżkę niewiele różniącą się od inflacji, wszyscy są zadowoleni. Tylko zmian nie ma. Jak tylko pojawi się płomyk, szybko zasypuje się go piaskiem. W pewnym momencie kopiec będzie tak wielki, że nikt nie zdoła tego piasku zrzucić. Była szansa podczas minionego strajku, ale potrzeba było wtedy na stanowisku ministra edukacji wizjonera, a nie urzędnika. Niestety takich w tym rządzie nie ma.
– Jest Pan członkiem sejmowego zespołu ds. obrony kierowców. Zespół zamierza zwiększać bezpieczeństwo na drogach bez ponoszenia kosztów przez kierowców. Na czym ma to polegać?
– Od lat propaganda jest skierowana przeciwko kierowcom. Wmawia się im/nam, że jesteśmy mordercami, ludźmi nieodpowiedzialnymi, zatruwaczami powietrza, idiotami. Ogólnie najlepiej by było, gdyby nas nie było i wszyscy jeździliby na hulajnogach, elektrycznych rzecz jasna. Naszym celem jest wprowadzanie takiego prawa, aby nie polegało na uprzykrzaniu życia jednej grupie ku uciesze drugiej. Edukacja jest ważniejsza od nakazów i zakazów. Wypadki powodują ludzie nieodpowiedzialni. Mnogość znaków i ciężar finansowy, jaki niesie ich nieprzestrzeganie, nie zawsze wpływa na poprawę bezpieczeństwa.
– Mówił Pan, że jest mnóstwo projektów, w których możecie jako Konfederacja poprzeć rząd PiS. Czy może Pan wymienić kilka?
– Mówiąc to, miałem na myśli głównie sprawy światopoglądowe. Jesteśmy katolikami, konserwatystami, tradycjonalistami, patriotami, to samo mówi o sobie partia rządząca. Liczę więc, że gdy przyniesiemy do Sejmu ustawy skierowane w tę właśnie stronę, poparcie w partii rządzącej będzie oczywistością. Mówię, że na to liczę, ale niestety nie jestem przekonany. Partia rządząca zdołała doskonale wszystkich Polaków przekonać, że jest prawicą, chociaż nie ma z nią wiele wspólnego. Jej konserwatyzm bardzo często jest niestety bezobjawowy, dlatego będziemy dość często mówili „sprawdzam”.
– Jakie są jeszcze inne Pana plany związane z pełnieniem funkcji posła?
– Mam nadzieję, że uda się wprowadzić na mównicę sejmową wiele ustaw, które otworzą oczy Polakom, pokażą, że PiS ich oszukało, a my możemy naprawić to, co oni zepsuli. Mam nadzieję, że uda się powstrzymać dyktatorskie zapędy partii władzy. Mam nadzieję, że przedsiębiorcy nie będą co miesiąc zasypywani kolejnymi ustawami, które hamują rozwój ich interesów. Mam nadzieję, że nasi wyborcy będą dumni z tego, jak ciężko pracujemy i będziemy pracować.
– Jesteśmy po pierwszych prawyborach prezydenckich w Konfederacji. Jak skomentuje Pan fakt, że uzyskał Pan największe poparcie wśród kandydatów partii KORWiN?
– Jest mi bardzo miło, jestem bardzo zaskoczony. Porównując siłę kandydatów KORWiN-y, myślałem, że będę ostatni. Cieszę się, że sympatycy Konfederacji, którzy angażują się w promowanie naszych pomysłów, doceniają moją pracę. Każdego dnia staram się zasłużyć na ich poparcie. Mam nadzieję, że będzie rosło razem ze wzrostem Konfederacji.
– Czy jest Pan takim optymistą jak redaktor Tomasz Sommer, który liczy, że Konfederacja ma szanse na 50 proc. poparcia? Jeśli tak, to w jakiej perspektywie czasowej?
– Konfederacja jest spełnieniem woli wyborców szeroko rozumianej prawicy, którzy czekali na połączenie realnych sił wolnorynkowych i patriotycznych, ale nie mieli takiej oferty na scenie. Jestem przekonany, że to połączenie pozwoli nam przyciągać zarówno wyborców, którzy są dziś jeszcze przy PiS-ie, jak i tych, którzy są jeszcze z PO. Myślę, że stąd właśnie optymizm redaktora Sommera. Przyłączam się do tych życzeń :)
– Dziękuję za rozmowę.