
Wybory prezydenckie w Polsce mają się odbyć 10 maja. Ale czy się odbędą? Jeśli wybuchnie u nas epidemia koronawirusa, to rząd PiS zyska konstytucyjne narzędzia do przedłużenia kadencji Dudy.
W historii Polski po 1989 roku nie zdarzyło się jeszcze, by jakiś rząd przedłużył kadencję prezydenta. Polska Konstytucja przewiduje jednak taką ewentualność. Jeśli w Polsce wybuchnie epidemia koronawirusa, to PiS zyska okazja to użycia tych przepisów.
W rozdziale XI Konstytucji Rzeczypospolitej, pt. „Stany Nadzwyczajne”, w art. 228 czytamy, że stan nadzwyczajny (wojenny, wyjątkowy lub klęski żywiołowej) może być wprowadzony ustawą lub rozporządzeniem w sytuacjach „szczególnych”. Rzeczony stan „klęski żywiołowej” to np. wybuch epidemii.
Właśnie w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą być przeprowadzane wybory prezydenta RP. Oznaczałoby to, że kadencja Andrzeja Dudy przedłużyłaby się o cały okres trwania epidemii plus 90 dni.
Czy PiS odważałoby się na skorzystanie z tych przepisów? Do ich wprowadzenia w życie potrzeba jedynie zwykłej większości sejmowej. Jeśli sondaże nie dawałyby Dudzie szans na zwycięstwo w II turze, to Kaczyński mógłby nie przepuścić takiej okazji. Tym bardziej, że już po epidemii, Duda zyskałby w oczach wyborców jako prezydent, który przeprowadził społeczeństwo przez trudny okres.
Źródło: Konstytucja RP