
W mediach francuskich pojawił się „list otwarty” kilku znanych artystów, którzy uważają, że w kinematografii tego kraju występuje zbyt mało „aktorów, reżyserów i producentów”, przedstawicieli różnych mniejszości. Jeśli już są, to otrzymują podobno drugoplanowe role.
Domagają się wprost „różnorodności kina” i używają hasztagu „BlackCesars”. To kolejny aktorski „głos ludu” na marginesie zaplanowanej na jutro 28 lutego gali Cezarów, czyli święta francuskiego kina. Wcześniej protestowano w podobny sposób przeciw nominacjom do nagród fimu „J’acusse” Romana Polańskiego, ze względu reżysera oskarżanego o przypadki molestowania i wykorzystywanie nieletnich.
Swoje rachunki z kinem regulują feministki, ale też zwolennicy „ubogacania kulturowego” kina francuskiego. Pod listem publikowanym w „Le Monde” i „Le Parisien” podpisali się m.in. Mathieu Kassovitz, Stomy Bugsy, czy Sonia Rolland. Żądają „większej równości” w Akademii Cezarów.
Chodzi im konkretnie o „aktorów, reżyserów i producentów” z francuskich departamentów zamorskich oraz reprezentantów afrykańskiej i azjatyckiej imigracji. Ich zdaniem są oni dyskryminowani i przeznaczani do „nieistotnych ról, które nigdy nie dają im szansy na nagrody Cezarów”.
„Znam wielu aktorów wywodzących się ze środowisk imigranckich, którzy wychodzą ze szkół teatralnych, idą klasyczną drogą… i którzy ostatecznie nie dostają żadnej roli” – twierdzi np. aktor Eriq Ebouaney. Dodaje, że w teatrze to się zmienia, ale w kinie jeszcze za mało…”. Wątpliwe, by liczył się tu kolor skóry i pochodzenie. Można równie dobrze stwierdzić, że także setki białych aktorów i Francuzów z dziada pradziada, też kończy takie szkoły i nigdy do świata filmu nie wchodzi.
#BlackCesars : une tribune dénonce le manque de diversité dans le cinéma français https://t.co/DyEFVQg3zS
— Le Parisien (@le_Parisien) February 26, 2020
Źródło: Valeur/ Le Parisien