
Po konwencji Andrzeja Dudy pisałem o przeroście formy nad treścią. W przypadku konwencji Małgorzaty Błońskiej trzeba napisać o formie bez treści. Właściwie była to „czysta forma” i Stanisław Ignacy Witkiewicz miałby z niej dużą radość.
Było ładnie, kolorowo i bez-treściowo. MKB jest elegancką kobietą, która nie ma jednak nic do powiedzenia, nawet czytając z kartki. W dodatku ma z tym czytaniem i wymową problemy. Moje ucho słyszało np. o „Rzeszo-pospolitej” i do końca nie wiem, czy chodzi o skojarzenie z Rzeszowem, gdzie był akurat Kosiniak Kamysz, czy z Rzeszą?
Był PiS, który „serwuje” po gospodarce. Chyba zamiast „surfuje”, byli „nauczycielowie”, „sześć PKB” oddanych dodatkowo na służbę zdrowia”. Poza tym banały opakowane w formę sitcomu, w którym salwy śmiechu zamieniono na przyciskanie guzika z napisem „oklaski”. W pewnym momencie „spontanu” publiczności, widać było zresztą w przekazie TVN ziewającego bez zakrywania ust osobnika.
Żal tylko Arłukowicza. Na jego twarzy odbijał się strach o kolejne przejęzyczenie lub wpadkę kandydatki. Mógł to przepłacić zawałem…
Niezbyt udana była „ustawka” ze „strajkiem klimatycznym”. Kidawa miała wypaść jako przywódca, który panuje nad każdą sytuacją. Tymczasem zmienił się jej głos, była nienaturalna. Chyba, że nie była to „ustawka”, ale świadczyłoby to, że i o „formę” konwencji zadbano byle jak.
W przypadku II tory i starcia w debacie z mówiącym płynnie i jednak do rzeczy Andrzejem Dudą można przewidzieć katastrofę i bokserski KO kandydatki, nomen omen, KO.