
Historia 38-letniej Katarzyny, która wychowuje niepełnosprawną córkę, jest dowodem na to, że rodzice w takich sytuacjach niekoniecznie potrzebują „państwowych” pieniędzy. Kobieta zajmuje się bowiem chorym dzieckiem i jednocześnie pracuje. Jak podkreśla, w Polsce brakuje rozwiązań systemowych, dzięki którym mogłaby trochę odetchnąć.
– Córkę Klaudię, dziś osiemnastoletnią, urodziłam po maturze. Diagnoza: niepełnosprawność sprzężona. Moja córka jest głęboko upośledzona umysłowo i fizycznie. Nie chodzi, nie mówi, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych, nie myje i nie ubiera się sama, musi być karmiona oraz pojona. Do tego ma padaczkę – mówiła Katarzyna.
Kobieta pochodzi ze Stanisławowa, ale od 15 lat mieszka w Warszawie. Wraz z mężem wychowuje także 11-letniego syna, Maćka.
– Syn też wymaga uwagi, wspólnego odrabiania lekcji, kontroli, zorganizowania zajęć dodatkowych, zainteresowania – dodała.
Życie Katarzyny jednak nie zawsze wyglądało tak, jak obecnie. Z ojcem córki nie stworzyła stabilnej rodziny, bo – jak mówi – był to „szczenięcy związek”. Mężczyzna ma odebrane prawa rodzicielskie i unika płacenia alimentów. – Ma wobec córki dług. Do tego zero poczucia obowiązku i żadnego kontaktu z Klaudią. Nie ma pojęcia o jej stanie zdrowia – wyznała 38-latka.
Przez jakiś czas była więc samotną matką. – Szpitale, wieczne infekcje, zagrożenie życia dziecka, nieprzespane noce ciurkiem przez sześć lat to moja rzeczywistość. Przetrwałam chyba tylko dlatego, że byłam młoda i nieświadoma, że w perspektywie nie ma zmiany na lepsze. Wręcz przeciwnie – choroba córki będzie się pogłębiać. Nie do końca brałam wszystko do siebie – mówiła.
Po przyjeździe do Warszawy poznała kolejnego partnera. – Wstawałam o świcie, żeby wszystko ogarnąć i zaczęłam łapać różne prace dorywcze. Pewnego dnia zostałam sama. Facet sobie poszedł, a ja bez mieszkania, pieniędzy, z chorym dzieckiem. Sama w Warszawie – wyznała.
Pomimo wszelkich trudności, Katarzyna nie tylko wychowuje niepełnosprawną córkę, lecz także podjęła pracę.
– Zawzięłam się i pracowałam, ile mogłam, żeby móc zostać z Warszawie i utrzymać siebie oraz córkę – mówiła Katarzyna. Uważa, że praca uratowała jej życie. – Pracuję od czwartego roku życia córki – dodała.
– Większość matek w mojej sytuacji rezygnuje z pracy, ale dla mnie to niewyobrażalne – stwierdziła 38-latka.
Jednocześnie kobieta przyznała, że w Polsce brakuje rozwiązań systemowych. – Dla takich rodziców jak my nie ma rozwiązań systemowych, aby choć na parę dni nam ulżyć. Nie da się zostawić z kimś niepełnosprawnego dziecka, wyjść, spotkać ze znajomymi, pochodzić po sklepach, wyjechać na weekend, wakacje, pójść samej na spacer – powiedziała. – Nikt nie chce się takim dzieckiem zająć, bo trzeba je dźwigać, karmić, pilnować – oceniła.
Źródło: wp.pl