Młot na marksizm: Aby Auschwitz więcej się nie powtórzył… A dlaczego nie GUŁag?

Stalin i Hitler. Plakaty propagandowe ZSRR i III Rzeszy.
Stalin i Hitler. Plakaty propagandowe ZSRR i III Rzeszy.
REKLAMA

Theodor Adorno, jeden z głównych przedstawicieli szkoły frankfurckiej, zapoczątkował nurt pedagogiki antyautorytarnej, skupiającej się na negowaniu tradycyjnego wychowania, społecznego przymusu w edukacji i hierarchii w relacjach nauczycieli z uczniami. W jego koncepcji „wychowania po Auschwitz” ludobójstwo, jakim był Holokaust, zajmuje centralne miejsce w historii. Jest punktem wyjścia do rozważań o społecznych i psychologicznych mechanizmach zbrodni.

Zdaniem Adorno w proces cywilizacyjny wpisana jest ludzka skłonność do barbarzyństwa. Dlatego też wychowanie antyautorytarne ma na celu to, „aby Auschwitz więcej się nie powtórzył”. Do zjawisk prowadzących do faszyzacji ludzkiej psychiki zalicza się oczywiście religię, tradycję, podporządkowanie autorytetom, hierarchię społeczną, patriarchalną rodzinę itd.

Do takich wniosków można dojść po zastosowaniu specjalnej skali F służącej do pomiaru stopnia patologizacji badanej osoby. Tego typu kwestionariusz skonstruował zespół psychologów pod kierownictwem Adorno na potrzeby pracy z 1950 roku „Osobowość autorytarna”. Zaproponowana jednostka diagnostyczna, w ich przekonaniu, miała wyjaśniać fenomen faszyzmu jako masowego zjawiska społecznego i w konsekwencji Holokaustu – najgorszej zbrodni w dziejach ludzkości.

REKLAMA

Idąc tym tropem, logiczne wydają się postulaty nawołujące do tego, aby konsekwentnie rugować wśród dzieci i młodzieży rasizm, ksenofobię, szowinizm, nacjonalizm, antysemityzm, mizoginię, antyfeminizm, homofobię, transfobię itp.

W zaprezentowanym podejściu najważniejsze okazuje się wychowanie w duchu antyautorytarnym, czyli innymi słowy – anarchistycznym. Adorno w swoim eseju z 1967 roku wskazuje, w jaki sposób należałoby ustrzec społeczeństwo przed ponownym przeżyciem horroru z lat 30. Po pierwsze, odwołuje się do utopijnego socjalisty Charlesa Fouriera, który uważał, że warunek przełamania społecznej znieczulicy będzie spełniony, gdy „ludzkie popędy nie będą już tłumione, tylko zaspokojone i uwolnione”.

Za tym niejasnym przekonaniem kryje się usprawiedliwienie rewolucji seksualnej i wolnej miłości niespętanej nakazami czy staroświecką moralnością. Po drugie, formułuje tezę, że „klimatem, który najbardziej sprzyja odrodzeniu [totalitaryzmu – przyp. red.], jest nawrót nacjonalizmu”.

Dlaczego? Otóż w dobie globalizacji i ponadnarodowych struktur nacjonalizm „musi popaść w skrajność, aby udowodnić sobie i innym, że jest jeszcze istotny”. Innymi słowy, we współczesnym świecie, który nie potrzebuje już państw narodowych, spójności religijnej czy tożsamości kulturowej, zwolennicy nacjonalizmu są skazani na ekstremizm, aby zwrócić na siebie uwagę i udowodnić zasadność własnych haseł. Nacjonalizm zatem kroczy niechybnie ku faszyzmowi, a ten zawsze kończy się w jeden sposób – Zagładą. To lewicowy dogmat formalnie nie do podważenia.

Z jakiegoś powodu „wychowanie po Auschwitz” nie nazywa się „wychowaniem po GUŁagu”, mimo że w systemie sowieckich łagrów zginęło nawet do 60 milionów ludzi (jeżeli przyjąć w pełni wyliczenia Sołżenicyna). O chińskim, a właściwie maoistowskim, systemie obozów Laogai już nie wspomnę. Holokaust, w którym stale akcentuje się 6-milionową ofiarę narodu wybranego, stał się najważniejszym elementem nowej świeckiej religii spajającej diasporę żydowską. Narodowy socjalizm natomiast, skrzętnie przedstawiany jako „nazizm”, który wziął się w sumie nie wiadomo skąd (ewentualnie z Polski), nie wlicza się już w poczet lewicowych antyutopii.

Za to jest implikowany szeroko rozumianej prawej stronie i zaliczany do rozdętego do granic możliwości pojęcia „faszyzm”. Najprostsze wyjaśnienie podpowiada nam sama historia. Otóż drugą wojnę światową wygrali alianci wespół ze Związkiem Sowieckim, który na czele z „Wujkiem Józiem” okazał się koniec końców „tym dobrym”. Norymbergi dla komuny nie było, natomiast marksistowscy intelektualiści z Zachodu, jak właśnie Adorno i inni przedstawiciele szkoły frankfurckiej, mogli swobodnie kreować rozmaite teorie stygmatyzujące konserwatywne, zaściankowe społeczeństwo. Na pytanie o komunistyczne zbrodnie mogli zawsze przecież powiedzieć, że to były błędy i wypaczenia, a nie prawdziwy marksizm. A Karol Marks wielkim filozofem był.

Jakub Zgierski (Młot na marksizm)

REKLAMA