
Okazuje się, że z otwarcia granicy po stronie tureckiej korzystają takie nacje jak Algierczycy, Tunezyjczycy, czy Marokańczycy. Wszyscy oni próbują wykorzystać sytuację i dotrzeć do Europy.
Od 28 lutego trwa szturm granicy turecko-greckiej. Ma to związek z decyzją prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana o otwarciu po swojej stronie jej około 200 kilometrowego odcinka. Są tu Kurdowie, Irakijczycy, Afgańczycy… I tylko mała liczba prawdziwych uchodźców z Syrii.
Najbardziej może dziwić, że wśród migrantów pojawili się przybysze z Afryki Północnej. Dziennikarze francuskiego radia RMC spotkali tam obywateli Algierii, Tunezji i Maroka. Toufik, 22-letni Marokańczyk, wyjaśnił RMC, że przyjechał tu zaraz po tym, kiedy prezydent Erdogan ogłosił otworzenie granic.
Marokańczyk opowiada, że uchodźcy zwoływali się przez WhatsAppa oraz Facebooka. Wspólnie ustalono, że należy spróbować drogi do Niemiec lub Francji przez… Azję Mniejszą. Toufik i jego przyjaciel Samir już byli po drugiej stronie, ale musieli się wycofać, ponieważ napotkali żołnierzy. Spróbują jeszcze raz.
Tymczasem na Zachodzie nastawienie do „drugiej inwazji” mocno się zmienia. Co prawda „postępowi” dziennikarze i organizacje, takie jak Antifa, nadal krzyczą, że brak otwarcia granic i swobodnego przepływu migrantów to faszyzm oraz populizm, nie ma już jednak o mowy o bezmyślnym chórze medialnych piewców „otwartego” na migrantów społeczeństwa.