
Koronawirus stanowi zagrożenie, wywołuje przy tym jeszcze większą panikę. Lek na koronawirusa nadal nie jest znany. Tymczasem pewna kobieta z USA poinformowała, że wróciła do zdrowia. Zdradziła również, w jaki sposób się leczyła.
Trwają badania, których efektem ma być określenie, jaki jest lek na koronawirusa. Póki co chińskie wytyczne zakładają stosowanie chlorochiny.
Tymczasem w USA pojawił się przepis na domowy sposób leczenia koronawirusem. Elizabeth Schneider z Seattle opublikowała swoją historię zarażenia się oraz sposób, w jaki sama się leczyła. Zaznacza jednak, że „to nie jest porada medyczna”, a jedynie dzieli się swoimi spostrzeżeniami.
Zarażenie i objawy
– Miałam COVID-19, a oto moja historia. Mam nadzieję, że dostarczy ci dobrych informacji i spokoju – pisze Amerykanka. – Wydaje mi się, że złapałam go na imprezie w małym domu, na której nikt nie kaszlał, nie kichał ani nie wykazywał żadnych objawów choroby – dodaje. Potem dopiero okazało się, że w ciągu trzech dni prawie połowa uczestników imprezy zachorowała.
Objawy były podobne: Gorączka, bóle ciała, stawów i silne zmęczenie. U niektórych pojawiła się też biegunka i mdłości.
– Tylko nieliczni z nas mieli łagodny, swędzący kaszel. Bardzo niewielu czuło ucisk w klatce piersiowej lub inne objawy oddechowe – zaznacza.
– Głównym problemem było to, że bez kaszlu lub problemów z oddychaniem wielu z nas odmówiono przeprowadzenia badań. Ja zostałam przebadana w Seattle Flu Study w ramach testów na grupie ochotników pod kątem rozprzestrzeniania się szczepów grypy w społeczności. Kilka tygodni temu zaczęli testować losowy podzbiór próbek pod kątem zakażenia COVID-19 – podkreśla Elizabeth Schneider.
Wyleczenie bez szpitala
W poniedziałek minęło 13 dni od pojawienia się objawów. Minęły też 72 godziny od ustąpienia gorączki.
– Departament Zdrowia Publicznego Hrabstwa King zaleca pozostanie w izolacji przez 7 dni po wystąpieniu objawów lub 72 godziny po ustąpieniu gorączki. Przekroczyłam oba terminy, więc już się nie izoluję, jednak unikam forsownego wysiłku i tłumów – pisze kobieta. Zaznacza, że nie była hospitalizowana ani nie poszła do lekarza. Uznała bowiem, że to „paskudna odmiana grypy”.
– Moim zdaniem brak wczesnych i wszechobecnych testów zaszkodził społeczeństwu i uniemożliwił zapobieganie chorobie tutaj w Seattle – ocenia.
Czym leczyła się Amerykanka? Jak poinformowała, stosowała Sudafed. Korzystała też z aerozolu do nosa Afrin – 3 dni stosowania i 3 dni przerwy. Był również garnuszek Neti z przegotowaną wodą.
– To nie jest porada medyczna. Po prostu dzielę się tym, co zrobiłam i łączę to z faktem, że nie miałam żadnych drastycznych objawów oddechowych – podkreśla.