Na uniwersytecie handlowali szkieletami i czaszkami. Makabryczne szczegóły wychodzą na jaw!

Szkielet ludzki. Fot. ilustr. Wikipedia
REKLAMA

Donosiliśmy już o skandalicznych praktykach kostnicy uniwersytetu Kartezjusza w Paryżu, która przechowuje ludzkie ciała zapisane tam na „cele nauki”. Ciała gniły, ich części sprzedawano w torbach plastikowych niczym rąbankę medykom, resztą zajmowały się szczury.

Po ujawnieniu tych historii w listopadzie 2019 roku, zmieniono zarząd instytucji i procedury. Do sprawy wróciło jednak Radio France, które przeprowadziło dziennikarskie śledztwo. Ciała „ofiarowane nauce” trafiają na Wydział Medycyny Uniwersytetu Paris-Decartes do tzw. CDD (Centrum Dawstwa Ciał). Ich dalszy los bywał makabryczny i trwało to przynajmniej od 2012 roku.

Fakty są wstrząsające. Świadkowie potwierdzają, że handlowano ludzkimi czaszkami i szkieletami. Zamówione fragmenty ciał i elementów anatomii wywożono, głównie w weekendy, z CDD w… bagażnikach samochodów. Profesor Alexandre Mignon, który pracuje w laboratorium, niedaleko chłodni CDC, opowiedział, jak zetknął się w windzie z technikami, którzy transportowali części ludzkich ciał gdzieś „do miasta”. „Rozmawiałem o tym z niektórymi kolegami, mówiąc, że dziwne rzeczy dzieją się w CDC” – dopowiada Profesor.

REKLAMA

Czaszki w plecakach

Ciała te sprzedawano z omijaniem procedur, rzekomo na różne „potrzeby medyczne”. Inny świadek opowiada, że widział „czaszki w plecakach”. Technicy z CDC potwierdzają, że widzieli kolegów, którzy balsamują i rozczłonkowują ciała ludzi, jak preparowali części anatomiczne ludzi na sprzedaż.

Jeden z nich opowiada o wizycie w pomieszczeniu, gdzie preparowano ciała. „Było to pomieszczenie wyposażone w różne narzędzia, jak piły, młoty, „karcher”, a na gazowym palniku stał wielki gar, w którym gotowały się ludzkie głowy. Na początku myślałem, że to na potrzeby wydziału osteologii. Kiedy zapytałem: dlaczego wybielacie kości, odpowiedziano mi – „nie interesuj się.”

„Wygotowali głowy i z sobą zabrali czaszki. Wtedy zrozumiałem, że to nie potrzeby dydaktyki. Widziałem jak pakowali czaszki do plecaków” – dodaje technik. Potwierdzają to i inni świadkowie. Spreparowane części ciał wysyłano nawet do odbiorców zagranicznych, do np. Izraela i Egiptu.

500 euro za goły czerep

Był to sposób na dorabianie sobie do pensji. Czaszkę można podobno sprzedać za 500 euro. „Wyobraź sobie, że sprzedałeś sześć lub siedem w jeden weekend!” – mówi dziennikarzowi kolejny świadek.

Odbiorcami nie byli lekarze, ale „miłośnicy ciekawych przedmiotów” – jak nazywa ich France Info. Wieść o możliwości zakupu czaszek, czy szkieletów na uniwersytecie na Saint-Germain-des-Prés była dość powszechna.

Dziennikarze badali czy rzeczywiście istnieje „rynek” na takie makabryczne wyroby. Kilku ekspertów, zwłaszcza handlarzy antykami, odpowiedziało, że ​​czaszka niedawno zmarłej osoby ma raczej „niską wartość rynkową”, ale jest wielu takich „kolekcjonerów”. Bielutkie czaszki, co świadczyło o ich niedawnym rodowodzie, dziennikarze znaleźli np. znanym paryskim „pchlim targu” na Saint-Ouen. Sprzedawcy żądali za nie po 600 euro.

W sprawie tego, co działo się chłodniach CDC wydziału medycznego Uniwersytetu im. Kartezjusza trwa nadal śledztwo. Poza faktami dotyczącymi bezczeszczenia zwłok, czy ich niewłaściwej konserwacji, badany jest też wątek nielegalnego handlu szczątkami ludzi. Wszystko to odbywało się w samym sercu Dzielnicy Łacińskiej.

REKLAMA