Ekspert nie ma wątpliwości. Tzw. tarcza antykryzysowa zbyt skomplikowana, a jej wdrożenie „wyniesie biurokrację na wyżyny”

Mateusz Morawiecki. Foto: PAP
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP
REKLAMA

Ekspert prawa pracy Sławomir Paruch podkreśla, że tzw. tarcza antykryzysowa ma niesamowicie skomplikowany mechanizm. Natomiast jej wdrożenie spowoduje jeszcze większy rozrost biurokracji.

Redakcje „Pulsu Biznesu” i PAP dotarły do projektu, który znany jest jako tarcza antykryzysowa. W piątek ma być nad nim głosowanie.

Założenia tarczy antykryzysowej

Znajdują się wśród nich postanowienia mające zabezpieczyć miejsca pracy i wypłaty dla pracowników. Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych ma dopłacać pracodawcom do pensji, pod warunkiem że powstrzymają się od zwalniania załogi – zaznacza money.pl.

REKLAMA

Rząd chce „ratować” miejsca pracy dofinansowując wynagrodzenia. Pieniądze na to mają trafić z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Dofinansowanie będzie też uzależnione od tego, czy pracodawca ograniczy czas pracy czy odeśle pracowników do domu na czas zastoju.

W pierwszym wariancie FGŚP – dopłacie do wysokości połowy minimalnego wynagrodzenia, przy obniżonym wymiarze czasu pracy o 20 proc., ale nie więcej niż do połowy etatu. W razie przestoju rząd przewidział dofinansowanie do wysokości połowy wynagrodzenia minimalnego, ale nie więcej niż 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia za pracę w okresie wprowadzonego przez pracodawcę przestoju ekonomicznego lub obniżonego wymiaru czasu pracy w przypadku wystąpienia spadku obrotów gospodarczych w następstwie wystąpienia COVID-19 – czytamy.

Wielkie wymagania, niskie wsparcie

Sławomir Paruch, radca prawny, wspólnik i założyciel kancelarii prawa pracy PCS ocenia tarczę antykryzysową źle. Jak podkreśla, przepisy uformowane w taki sposób mają „zbyt wąskie zastosowanie”. Jednocześnie mają „liczne wymogi formalne”. Dotyczą też one wyłącznie „sytuacji w następstwie wystąpienia Covid-19”.

Ustawa z 7 marca br. zawiera co prawda definicję „przeciwdziałania COVID” – rozumianego jako wszelkie czynności związane ze zwalczaniem zakażenia, zapobieganiem rozprzestrzenianiu się, profilaktyką oraz zwalczaniem skutków choroby, ale nowelizacja odchodzi od tej definicji, używając określenia znacznie węższego. Powoduje to fundamentalne wątpliwości co do zakresu zastosowania nowych rozwiązań – tłumaczy ekspert.

Zwraca też uwagę, że takie ujęcie projektu może być albo „błędem technicznym” lub „celowym ograniczeniem zakresu uchwalanych przepisów do wyjątkowych, rzadkich sytuacji ograniczonych do garstki przedsiębiorców”.

Przez to ograniczenie z przepisów skorzystają przedsiębiorcy dotknięci nie tylko negatywną sytuacją gospodarczą związaną z rozprzestrzenianiem się wirusa Sars-CoV-19 ‚ lecz „następstwem wystąpienia COVID-19”, czyli dotknięci samą chorobą. A to bardzo niezrozumiałe zawężenie kręgu uprawnionych do pomocy – zaznaczono.

Rozbuchana biurokracja i nieadekwatna pomoc

Najbardziej jednak eksperta niepokoi co innego.

Mechanizmy są zbyt skomplikowane, a ich wdrożenie wyniesie biurokrację na wyżyny. Kwoty dofinansowania wynagrodzeń na poziomie niepełnych minimalnych wynagrodzeń czy też 40 proc. średniego wynagrodzenia są rażąco niskie, co w połączeniu z nadmiernymi wymogami formalnymi czyni tę formę pomocy nieadekwatną do sytuacji. Wielu pracodawców płaci dziś znacznie wyższe wynagrodzenia – zauważa.

Źródło: money.pl

REKLAMA