W czasach zarazy walczą ze śmiercią i… pozwalają łatwiej zabijać

ofiary/Koronawirus i Śmierć. Obrazek ilustracyjny. Źródło: Pixabay
Koronawirus i Śmierć. Obrazek ilustracyjny. Źródło: Pixabay
REKLAMA

Od początku pandemii koronawirusa francuski rząd zajmował się równolegle utrzymaniem „fundamentalnego prawa do aborcji”. Ten paradoks polegający na z jednej strony trosce o życie pacjentów z Covid-19 i z drugiej trosce o dostęp do zabijania nienarodzonych dzieci, to element współczesnej ideologicznej paranoi „postępu”.

Feministki od początku obawiały się, że zajęte koronawirusem szpitale mogą nie mieć czasu na aborcje. Kiedy okazało się, że ilość aborcji rzeczywiście spada, nikt nie mówi o możliwej refleksji przyszłych matek na temat życia, ale o „łamaniu praw kobiet”.

„Zmartwiony” minister zdrowia Veran wydał właśnie zgodę na przedłużenie o 2 tygodnie, do dziewiątego tygodnia ciąży możliwości przeprowadzenia tzw. „aborcji medycznej” w domu. Chodzi o wywołanie poronienia środkami farmakologicznymi.

REKLAMA

O „aborcji medycznej” może zdecydować nawet lekarz domowy. Do tej pory takie „zabiegi” można było przeprowadzać do 7 tygodnia ciąży. Minister zdrowia Olivier Véran w trosce o spadek aborcji we Francji termin ten wydłużył.

Riposta

Decyzję potępił m.in. znany publicysta Éric Zemmour. Nazwał on działania Oliviera Vérana „perwersją”. Jego zdaniem fundamentem medycyny jest ratowanie życia. Teraz mamy czas martwienia się o życie pacjentów z koronawirusem na oddziałach intensywnej terapii. Nie zaś „martwienia się” o spadek „liczby usuwanych ludzkich embrionów”, jak mówił minister.

„Uważam to za paradoks i perwersję” – mówił Zemour we francuskiej TV i dodał, że „feministki widzą tylko wolność kobiet, a nie nienarodzonych dzieci”. Dodał, że aborcja powinna „być wyjątkiem w wyjątkowych okolicznościach”, a nie „quasi-konstytucyjnym prawem”.

Przypomniał, że tak stanowiła ustawa Simone Veil, która dopuszczała we Francji aborcję. Miało być „mniejsze zło”, zrobiono z tego „wartość” samą w sobie. Érica Zemmoura dodał, że we Francji wykonuje się 200 000 aborcji rocznie. Liczba ta nie spada od lat. Chociaż różne formy antykoncepcji są powszechnie dostępne, refundowane przez państwo, a jedna akcja „uświadamiania” młodzieży za publiczne pieniądze, goni drugą.

„To nie jest normalne, że liczba aborcji utrzymuje się cały czas na tym poziomie przez czterdzieści lat” – podsumował publicysta. Trudno nie przyznać mu racji, bo też nie o ograniczenie aborcji tutaj chodzi, ale o zdejmowanie z ludzi odpowiedzialności i o rozdzielenie seksualności od prokreacji. Rewolucja 68 roku ma po prostu trwać nadal…

Źródło: VA

REKLAMA